Przygoda Zaka
Recenzja filmu: „Sokół z masłem orzechowym”, reż. Tyler Nilson, Mike Schwartz
Manteo, niewielka mieścina rybacka w Karolinie Północnej. Do oddalonego o ok. 200 km Ayden można dojechać samochodem w dwie godziny. Pieszo dotrze się pewnie w trzy dni, biorąc pod uwagę teren do pokonania. Rzeki, lasy, mokradła, plaże, pola obsiane kukurydzą i wyjałowione bagna. Naprzemiennie. A warto przy okazji uważać na krwiożercze i czające się aligatory. Mając na karku rozeźlonych facetów, którym nie w smak, że podpalono ich wart kilka tysięcy dolarów sprzęt łowiecki, i to w szczycie sezonu. No i pracownicę ośrodka opiekuńczego, z którego się właśnie uciekło. Trudno o lepszą drogę.
Dotknięty zespołem Downa Zak (Zack Gottsagen) planuje dotrzeć do Ayden, gdzie ma się znajdować profesjonalna szkoła wrestlingu. Chce zostać jej adeptem. W realizacji marzenia pomaga mu przypadkowo spotkany Tyler (Shia LaBeouf), który odkąd stracił brata, nie umie odnaleźć się w życiu i konfliktuje się z kim popadnie.
W „Sokole z masłem orzechowym” (2019), fabularnym debiucie Tylera Nilsona i Mike’a Schwartza, odpowiedzialnych także za scenariusz, przygoda płynie z nurtem rzeki w rytm bluegrassowej muzyki rozpisanej na banjo, mandolinę, gitarę, kontrabas i skrzypce. Nad całością unosi się zresztą duch Marka Twaina, który Huckowi Finnowi kazał przemierzać Głębokie Południe. Nieprzypadkowo miejscem akcji jest ten kojarzący się z konserwatyzmem i kultem toksycznej wręcz męskości region USA. Przed Zakiem wszak nie lada wyzwanie: sforsowanie przeszkód na trasie, ale i – co ważniejsze – przezwyciężenie własnych ograniczeń, często zasiewanych w nim przez innych ludzi. To, że trafia na młodego mężczyznę po przejściach, tylko na pozór buńczucznego zawadiakę, okazuje się największą nagrodą. Tyler, choć sam nieszczęśliwy i zagubiony, jako jedyny zdaje się rozumieć ambicje Zaka. Nie traktuje nowego kompana protekcjonalnie, nie umniejsza jego zdolności, sił i chęci. Inaczej niż inni. Namawia go wręcz do próbowania, nawet jeśli spełnienie tego oryginalnego amerykańskiego snu we współczesnym kinie miałoby zakończyć się fiaskiem.
Spotyka go za to zadośćuczynienie, wspaniale zobrazowane w scenie rozmowy bohaterów, którzy starają się zdefiniować siebie i innych według podstawowego kryterium: podziału na dobrych i złych, na biblijne owce i wilki. I choć Tyler nie potrafi powiedzieć, do której kategorii należy, bo ma na koncie kilka grzechów, to Zak – postrzegający świat w sposób nieco prostszy, bardziej czarno-biały – doskonale wie, gdzie go umieścić.
„Sokół z masłem orzechowym” to szczere, nienachalnie zabawne kino drogi, może nieco naiwne, ale wymykające się ckliwości. Potrzebne w epoce nieżyczliwości, nietolerancji i braku przyzwoitości.
Sokół z masłem orzechowym (The Peanut Butter Falcon), reż. Tyler Nilson, Mike Schwartz, prod. USA, 97 min