Ciekawy człowiek najczęściej zajmował się pisaniem wierszy, ewentualnie prozy, grał w jakimś zespole, kręcił filmy, uprawiał filozofię, malował, rzeźbił, batikował kroszonki, czasami nie zajmował się niczym, był potencjalnie ciekawy. Śledząc informatory kulturalne mniejszych lub większych miast, stwierdzam, że i dzisiaj odbywa się sporo spotkań ciekawego człowieka. Intrygują mnie zwłaszcza te, w których ciekawy człowiek nie nosi znanego nazwiska. Anonimowy kaliber nazwiska jest błyskawiczną zachętą do uczestnictwa w takim spotkaniu. Rzecz w tym, że człowiek ciekawy ma kłopot z anonimowością. W rzeczywistości wirtualnej bez problemu identyfikuję jego personalia, błyskawicznie dowiaduję się, czym się zajmuje. Siłą rzeczy musi być ciekawy per se. Temu trudnemu zadaniu rzadko który ciekawy człowiek jest w stanie sprostać. Czasami przed snem, zamiast liczyć barany, odtwarzam sobie listę swoich zawodów – spotkań, w których ciekawy człowiek nie dał rady. Saldo bywa ujemne, zasypiam z poczuciem żalu do ciekawego człowieka. Wielokrotnie zastanawiałem się, co bym zrobił, będąc w położeniu ciekawego człowieka. I się dowiedziałem.
Przede mną batalion świeżo upieczonych gimnazjalistów. Zanim zorientowałem się, jaka to grupa wiekowa, przyszedł mi do głowy projekt reformy szkolnictwa, zapoczątkowany chyba za rządów Jerzego Buzka. Mamy podstawówkę, za moich czasów „pedałówę”, potem gimnazjum, jak rozumiem trzy lata na integrację z nowymi kolegami i koleżankami szkolnymi, potem jest praca żałoby po ich stracie, kontynuowana w liceum. Potem rozsypka życiowa na studiach. Następnie życie zawodowe i rodzinne, aktywna emerytura i znowu „pedałówa” starości przed śmiercią.