Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Książki

Pompki i pompka

Kawiarnia literacka

Istnieją Bohaterowie, którzy przechodzą do Historii. Istnieją również bohaterkowie, którzy nie przechodzą nawet do historyjki i znikają niemalże bez śladu, choć swego czasu znaczyli bardzo wiele. Do takich wielkich zapomnianych należy choćby Bernarr Macfadden.

Urodził się w Missouri jako Bernard Adolphus McFadden w 1868 r., mógł być zatem rówieśnikiem Janka Muzykanta. Rodzice, suchotniczka i pijak, prędko go odumarli (na gruźlicę i delirium) i zdawało się, że niski, słabowity chłopiec jest następny w kolejce. Prawdziwym cudem wykaraskał się z choroby po źle podanej szczepionce (została mu po tym na całe życie nieufność do lekarzy i medycyny). Jako jedenastolatek musiał nająć się do pracy na farmie, gdzie prędko obrósł w mięśnie i – na skąpej diecie z ciemnego chleba – stał się krzepkim chłopcem. Z czasem jednak musiał się imać innych miejskich zajęć, przez co podupadł na zdrowiu; wtedy też, próbując odtworzyć warunki życia na farmie, narzucił sobie mordercze tempo ćwiczeń, zaczął pościć, odżywiać się zdrowo i wkrótce nie tylko wrócił do formy, ale i postanowił otworzyć w St. Louis praktykę „kinesterapii”. Przedsiębiorczy osiemnastolatek (który tymczasem zmienił imię na przypominające ryk lwa Bernarr, a nazwisko na Macfadden, jego zdaniem bardziej mężne) wynalazł i opatentował pierwszą maszynę do ćwiczeń, potem zaczął rozsyłać reklamujące ją foldery, w końcu opublikował pierwszy numer „Physical Culture” (z mottem: „Słabość to zbrodnia! Nie bądź zbrodniarzem”), który okazał się jego przepustką do sukcesu. Wielorakiego.

Angażował się w niezliczone przedsiębiorstwa i pomysły, z których wiele przynosiło mu straty – ale, zważywszy na rozmach, mógł sobie na to pozwolić. Organizował pokazy krzepy fizycznej i walki bokserskie, w których pokonał niejednego czempiona. Zalecał spanie na podłodze i chodzenie boso, bo tak czerpie się energię ziemi. Ćwiczył całe ciało, łącznie z powiekami i włosami. Napisał ponad sto książek, traktujących o szkodliwości używek i noszenia gorsetów, o diecie, seksie, ćwiczeniach. Całą medycynę – poza stomatologią – potępiał w czambuł, wszelkie choroby kazał zwalczać nie lekarstwami, ale głodówką. W czasach, kiedy seks był uważany za rzecz nieczystą, a dr Kellogg (ten od płatków kukurydzianych) polecał leczenie masturbacji przymusowym obrzezaniem (bez znieczulenia, bo to dawało efekt kary), Macfadden kazał cieszyć się miłością i urodą ciała (jego osobiste zaangażowanie w uciechy prowadziło zresztą do narodzin nieślubnych dzieci i rozwodów z kolejnymi żonami).

To ten dzielny, niewysoki mężczyzna wyprodukował batoniki zbożowe zwiększające libido, a także wynalazł Peniskop, pompkę próżniową do penisa, którą, z niewielkimi zmianami w technice i designie, produkuje się po dziś dzień. Padła wprawdzie założona przez niego (i odsądzana od czci i wiary przez purytanów) kolonia zdrowia w New Jersey, ale wkrótce zainwestował w kolejne „zdrowatoria”, domy wczasowe i hotele, spróbował wprowadzić na rynek własne płatki śniadaniowe, a przede wszystkim – założył sporą grupę tabloidów, począwszy od „True Story”, przez „True Detective”, „Ghost Stories” po „Movie Mirror”, na czele z nieprzebierającym w środkach, oszczerczym „Evening Graphic” (zwanym złośliwie „Evening Pornographic”); niebawem zajął większą część rynku niż imperium Hearsta. Kiedy żony nie mogły wytrzymać jego zdrad – rozwodził się i znajdował sobie kolejną; trzecią z rzędu, angielską pływaczkę Williamson, wyłonił w castingu na „najwspanialszy egzemplarz angielskiej kobiecości”. W szybkim tempie urodziła mu pięć córek (Byrne, Byrnece, Beulah, Beverly, Braunda) i – kiedy, jak twierdził, opanował metodę wpływania na płeć płodzonego dziecka za pomocą diety – trzech synów (Byrona, Brewstera i Berwyna). Byron zmarł w wieku 11 miesięcy, kiedy – mimo próśb żony – Macfadden zabronił wezwania lekarza do chorego dziecka i leczył je zanurzaniem w ciepłej wodzie.

Próbował też sił w polityce. Marzył o fotelu prezydenckim, nikt jednak nie traktował go poważnie; ostatecznie był prostym facetem po trzech klasach podstawówki, ubierającym się – mimo wielomilionowej fortuny – niechlujnie jak włóczęga. Mógł spotykać się z Valentino i Rooseveltem, mógł zamówić trzy biografie, w których nazywano go współczesnym Lincolnem, ale nikt nie zrobiłby go oficjalnym kandydatem w kampanii.

Zniechęcony, zwrócił się ku sprawom wiary i ogłosił doktrynę kosmotarianizmu (łączącą Biblię, dietę i kulturystykę), wedle której do nieba szli najzdrowsi i najlepiej zbudowani. Niestety, mimo wykładów w Carnegie Hall, pomstowania na purytanizm, nawoływania kobiet do łączenia „urody ze zdrowym trawieniem”, mimo stania na głowie i wykonywania na scenie serii pompek (w wieku lat 77!) nie zyskał zbyt wielu wiernych. Niebawem poślubił swą czwartą żonę, młodszą blisko o połowę (którą i tak zdradzał na prawo i lewo); czas spędzał na skokach spadochronowych, wspomnianym staniu na głowie i niekończących się sporach prawnych z oszukującymi go wspólnikami i byłymi żonami; jedna z ich opublikowała nawet powieść „Hantle i marchew w plasterkach”, demaskującą go jako bezdusznego despotę. Był nieszkodliwym wariatem z prędko topniejącą fortuną, z której wszyscy chcieli coś uszczknąć.

Ponoć każdy, kto przestrzegał jego zaleceń, miał szansę dożyć 120 lat. Macfadden zmarł w wieku lat 87 na infekcję dróg moczowych, którą próbował – jak zawsze – leczyć postem. Z majątku nic nie pozostało, choć wdowa twierdziła, że miał w zwyczaju zakopywać pieniądze w metalowych kasetkach. Uważano to za plotkę, dopóki parę lat później na jednej z jego dawnych posesji nie odkryto skrzyneczki z 89 tys. dol. – choć, kto wie, może to tylko wymysł jednego z jego tabloidów? Jedno jest pewne: jeśli wierzyć kosmotarianom, poszedł do nieba.

 

Jacek Dehnel (ur. 1980 r.) debiutował tomem wierszy „Żywoty równoległe” (2004 r.). W 2005 r. otrzymał Nagrodę Kościelskich. W 2006 r. opublikował powieść „Lala”, za którą otrzymał Paszport POLITYKI. Wydał też m.in. tomy wierszy „Wyprawa na południe” (2005 r.) i „Brzytwa okamgnienia” (2007 r.) oraz prozę: „Rynek w Smyrnie” (2007 r.), „Balzakiana” (2008 r.) i „Fotoplastikon” (2009 r.).

Polityka 19.2010 (2755) z dnia 08.05.2010; Kultura; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Pompki i pompka"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną