W cyklicznie pojawiających się raportach z realizacji misji publicznej TVP pojawiła się bowiem wzmianka, że takową misję, w pewnym sensie, realizują „produkcyjniaki życia”, czyli osławione seriale jak „Klan” czy „M jak miłość”. I owszem, skrupulatny widz dostrzeże tu i tam ważkie treści społeczne, kwestie moralne, ba, znajdzie się nawet miejsce dla jakiejś postaci o labilnych preferencjach seksualnych. To bardzo dobrze. Masowy widz, według władz TVP, nie zasługuje jak widać na nic więcej. Pal sześć, jakie preferencje ten widz ma. Zakichanym obowiązkiem mediów publicznych jest dostarczyć mu możliwie szerokiego wyboru.
Kanał tematyczny TVP Kultura jakoś się ostał, niemniej jego jesienna ramówka została elegancko, bez krzyku, wykastrowana z jedynego cotygodniowego przeglądu nowości książkowych. Program „Czytelnia” po 130 odcinkach zatonął i nikt prawdopodobnie nie będzie się o niego upominał, znając odsetek czytających rodaków. Dobra oglądalność rzeczy tak undergroundowej jak program o książkach jest rzecz jasna podstawowym powodem jego kasacji. To zrozumiałe jak krzyż na Krakowskim Przedmieściu.
Ja się jednak upomnę. W „Czytelni” nie tylko „przeglądano” nowości rynku wydawniczego, ale również dość dziarsko dyskutowano i przerzucano się argumentami, które pochodziły z doświadczeń lekturowych, z bibliotek świata. Starano się równocześnie utrzymywać stosunkowo przystępną formułę owych rozmów, często kontrapunktowaną dość odważnymi tezami filozoficznymi. Czymżesz to jednak jest wobec takiego oto defetyzmu, który zasłyszałem nie tak dawno temu w pewnej stacji telewizyjnej, a który to przebija o lata świetlne supozycje Samuela Becketta czy Emila Ciorana.