Wydanie z 1958 r., z przedmową Tadeusza Krońskiego, bardzo piękne: skromna, płócienna oprawa, elegancki papier, prawdziwy druk, czcionka, skład… I pachnie jak książka. Dzisiaj się już tak książek nie wydaje. A już na pewno nie Hegla.
I Tygrys też już nie pisze przedmów.
Ale nie chcę tutaj pisać o Krońskim, o którym powiedziano już przecież wszystko, co było do powiedzenia i nawet więcej jeszcze. Chcę napisać o czymś, co od Krońskiego wydaje mi się absolutnie odległe, od Krońskiego i Hegla razem wziętych, i jestem oczywiście w tym przekonaniu niesprawiedliwy, bo przecież oni także żyli poza książkami, ale trudno, czasem lubię być niesprawiedliwy.
Chcę napisać o pocztówce, której połowę włożył w drugi tom „Wykładów…” poprzedni właściciel albo czytelnik. Włożył tę część, na której zapisywało się kiedyś treść wiadomości. Części z adresem nie ma. Pocztówka jest bożonarodzeniowa i peerelowska, paskudne kolory i świeczka z plastiku na różowym tle. A z drugiej strony data, ale odcięta i może to być rok 1980, a może i 1989, tego nie wiem.
Pisze kobieta do mężczyzny, rozpoczyna pieszczotliwym zdrobnieniem imienia, w wołaczu, i pisze dalej: „nie mogę przesłać Tobie żadnego prezentu, ale nie ma chwili, żebym nie była przy Tobie myślami. W wolnej sekundzie poczytaj René Chara »Wspólną obecność«. Pozostałam Twoja”. I tu imię, zapisane tak manierycznie, że nie potrafię go odczytać. Żadnych nazwisk, nic więcej.
Myślę teraz dużo o tej anonimowej dla mnie pocztówce sprzed 30 lat i o całej małej tajemnicy, która się za nią kryje. Nie może przysłać prezentu? Dlaczego nie? Z biedy? Czy nie może przysłać prezentu, bo w ich relacji, jej i adresata, minął już czas, w którym można było wysyłać prezenty?