Wielcy pisarze XX w. chętnie sięgali po mit Ulissesa – najsłynniejszego wędrowca w dziejach literatury. Dla Kundery w „Nieznośnej lekkości bytu” stał się on pretekstem do rozważań na temat losu emigranta. Joyce na kanwie „Odysei” skonstruował swoje arcydzieło. Po ten sam mit sięgnął Sándor Márai (1900–1989) w „Pokoju na Itace” z 1952 r., pierwszej powieści, którą napisał po opuszczeniu komunistycznych Węgier. Jednak jego podejście do historii Ulissesa może zaskakiwać. „Pokój na Itace” jest z jednej strony próbą rekonstrukcji zaginionego poematu Eugammona „Telegonia” z VI w. p.n.e., z drugiej zaś strony stanowi intrygującą grę z dziełem Homera. Trzy pieśni, opowiadane przez Penelopę, Telemacha i ojcobójcę Telegonosa, są niejako uzupełnieniem „Odysei”. Márai dopowiada w nich dalsze losy Ulissesa. Czyni to z niezwykłą swadą i erudycją, posługując się m.in. epitetami homeryckimi („zagroda zębów”, „różanopalca Jutrzenka”) i prezentując ogromną wiedzę na temat starożytności. „Pokój na Itace” demitologizuje antycznych bohaterów – Helena jest tu „nikczemnym babskiem”, Penelopie daleko do pomnikowej cnoty, zaś Odys wydaje się żądnym krwi despotą. To także powieść o boskich i ludzkich namiętnościach oraz o tym, jak człowiek, zawierzając rozumowi, uniezależnił się od bogów.
„Pokój na Itace” jest jednak przede wszystkim wielowymiarową opowieścią o ludzkiej naturze, która od tysięcy lat pozostaje niezmienna. Naszym przeznaczeniem jest podróż (także metafizyczna) i poznawanie. Emigrant Márai wiedział o tym doskonale, lecz w przeciwieństwie do mitycznego bohatera do domu powrócić nie zdążył.
Sándor Márai, Pokój na Itace, przeł. Irena Makarewicz, Czytelnik, Warszawa 2009, s. 392