Absolwentka dwóch uczelni artystycznych, Uniwersytetu Muzycznego i ASP, w potocznym wyobrażeniu winna funkcjonować w obszarze tzw. sztuki wysokiej, tymczasem Bovska uparła się, że polem jej działania będzie muzyka popularna. W 2016 r. wydała pierwszą płytę, rok później kolejną, a teraz ukazuje się jej trzeci album „Kęsy”, podobnie jak poprzednie utrzymany w klimatach bezpretensjonalnego elektropopu. Ta bezpretensjonalność nie oznacza bynajmniej płytkiej rozrywki. Mamy bowiem do czynienia z muzyką aranżacyjnie prostą, kompozycyjnie przebojową, stanowiącą wszelako konieczne tło dla znakomitych tekstów i niebanalnego, niby dziewczęcego, ale całkiem mocnego i prawdziwie ekscytującego głosu. „Kęsy” to w istocie zbiór piosenek o miłości, tyle że – inaczej niż rutynowo bywa – wcale nie banalnie wyrażanej poprzez motywy rozstań i uniesień, ale przez inteligentnie napisane teksty o seksie, pożądaniu, kobiecej wrażliwości, odważnych fantazjach. Tak pisze samoświadoma kobieta, która wie, czego chce. Nie trzeba tłumaczyć, że walor literacki jest tu oczywisty, a jeśli dodać do tego wokal Bovskiej, nie opędzimy się od wrażenia, że bohaterka tych piosenek tudzież ich wykonawczyni jest, by zacytować słowa jednego z utworów, „ostra jak kimchi, słodka niczym liczi”.
Bovska, Kęsy, Agora