Wiedziałem, że wasze życie pozbawione jest sensu. 200 lat temu” – mówi starszy mężczyzna o aparycji złowrogiego cumulusa. Pewnie go znacie. Właśnie on każdego dnia przekonuje rzesze internautów, że istnienie człowieka to nieustanne zmaganie się z lękiem przed śmiercią i niezdarny taniec na granicy zła. Nazywał się Artur Schopenhauer, pochodził z Gdańska, zmarł przed 154 laty. Był największym pesymistą w dziejach filozofii. „Morza szum, ptaków śpiew, ból, cierpienie, pot i krew” – powiada z innego ujęcia fejsbukowego profilu o nazwie „Polecam poczytać Schopenhauera”.
Strona o Schopenhauerze to najpopularniejszy polski fanpage zajmujący się kreatywnym, satyrycznym remiksem klasycznej myśli filozoficznej: dorobił się już 25 tys. fanów. Społeczności takie jak ta, na przekór trendom i marginalizowaniu filozofii, stają się ostojami towarzyskiego upowszechniania humoru bazującego na dostojnym dorobku kulturowym. Gdy Schopenhauer wzdycha z mema: „Nie żałuję, że was nie poznałem” albo: „Keep calm and zaneguj wolę życia”, publiczność odpowiada, że dzień nie mógł się zacząć lepiej.
– Chciałbym wierzyć, że popularność profilu wynika z atrakcyjności myśli samego Schopenhauera, ale nie ma sensu się oszukiwać. Chodzi tu raczej o jego „opaczność” względem dominującej w sieci celebracji życia, motywacyjnych bzdur i wymuszonych uśmiechów – mówi Maciej, doktorant na filozofii, twórca „Polecam poczytać...”. W całym swoim schopenhauerowskim fatalizmie wierzy, że jakiś procent jego fanów zainteresował się twórczością słynnego gdańszczanina. Jednocześnie trochę boleje, że tym bodźcem musi być zwykle maksymalne uproszczenie w postaci pospolitego obrazka z krótkim hasłem.