Band to po angielsku opaska. Loom – krosno. Loom Bands to przebój o zasięgu porównywalnym z kostką Rubika. Każdy, kto ma w domu przedszkolaka lub obywatela w wieku wczesnoszkolnym, wie, o czym mowa. Kolorowe gumki zaplatane w bransoletki, naszyjniki, breloczki, abstrakcyjne figury i całe zwierzyńce od dobrych kilku miesięcy robią furorę wśród polskich dzieciaków. A zestawy do wyplatania, jeszcze niedawno dostępne tylko za granicą, błyskawicznie trafiły do polskich supermarketów.
W kąt poszły maskotki z miniaturowymi komputerami schowanymi w plastikowych brzuszkach, pluszowi bohaterowie kreskówek kurzą się na sklepowych półkach, Angry Birds na próżno stroszą animowane piórka – najbardziej popularna zabawka 2014 r. to Loom Bands, plecionki w kolorach tęczy.
80 mln wyświetleń i pół miliona subskrybentów
To historia niemal jak z opowiadań Amicisa albo hollywoodzkiego kina familijnego obliczonego na wyciskanie łez już w dwudziestej minucie. Akcja zawiązuje się w malezyjskiej wsi, gdzie urodził się i dorasta nasz główny bohater – Cheong Choon Ng, 45-letni dziś Chińczyk, od dekady z amerykańskim paszportem. W domu się nie przelewało, więc nie miał zbyt wielu zabawek. Żeby jakoś zabić wolny czas, którego dzieciaki pod każdą szerokością geograficzną mają nadmiar, musiał być kreatywny. To konstruował z kumplami wymyślne latawce, to znów towarzyszył ojcu w pracy na plantacji kauczukowców, gdzie ze świeżo pozyskanego kauczuku robił sobie liny i skakanki. Uczył się dobrze, ale o studiach w kraju nie mógł marzyć. Liczba miejsc dostępnych dla Chińczyków była bowiem na malezyjskich uniwersytetach ograniczona. Musiał emigrować. „Wylądowaliśmy z bratem w Kansas pewnego śnieżnego, wiosennego dnia w 1991 r. Nigdy wcześniej nie widziałem śniegu, ledwie mówiłem po angielsku. Pamiętam, że pomyślałem sobie: przebyłem właśnie pół globu i kiedy zacznę krzyczeć, nikt mnie nie usłyszy” – wspominał niedawno na łamach brytyjskiego dziennika „The Guardian”. Gdy Cheong Choon Ng kończył studia z dyplomem magistra inżynierii mechanicznej, przez chwilę myślał o powrocie w rodzinne strony. Ale że rynki azjatyckie dostały wtedy zadyszki, a gospodarka amerykańska kwitła, postanowił zostać w Stanach. Pracę dostał w Detroit, w fabryce Nissana, w dziale projektującym nowe, skuteczniejsze pasy bezpieczeństwa. Pewnego wieczoru, po powrocie do domu, zobaczył, że jego córki – 9-letnia wówczas Michelle i o trzy lata starsza Teresa – bawią się gumowymi bransoletkami. Chciał im zaimponować, pokazać, że gumki można wymyślnie splatać, tak jak wiele lat wcześniej robił to z nitkami kauczuku. Okazało się jednak, że ma za grube palce. Zamiast się zniechęcić, zbudował małe krosno: z drewnianej tarki i pinezek-beczułek, stosowanych przy tablicach korkowych. Bransolety zaplecione w ten sposób były estetyczne i solidne. Wszystkie koleżanki jego córek chciały takie mieć.
Ng nie od razu zbudował imperium. Zresztą nie zamierzał zostawiać ciepłej posady w fabryce samochodów, a firma Choon’s Design miała służyć głównie małżonce wynalazcy do zabijania nudy i działać głównie w internecie. Ta sama małżonka zresztą podchodziła do tematu najbardziej sceptycznie, długo nie godząc się na zainwestowanie w nowy interes całych oszczędności rodziny, w tym pieniędzy odkładanych na studia dziewcząt – przekonał ją dopiero gumowy pierścionek.
Za 10 tys. dol. Cheong Choon Ng sprowadził więc z Chin blisko tonę gumek przygotowanych według jego wytycznych, natomiast krosna cała rodzina montowała ręcznie, w przydomowym garażu. Prototyp został ulepszony – tarkę zastąpili tablicą perforowaną, pinezki – niewielkimi kołkami, a do przeciągania gumki tam i z powrotem służyły nieco odkształcone haki stomatologiczne.
Początkowo sprzedaż szła opornie – sklepy z zabawkami nie chciały brać nowego towaru, bo nikt nie wiedział, jak obsługiwać te tablice z wypustkami. I tym razem zniechęconemu wynalazcy z odsieczą przyszły córki. Nagrały i wrzuciły na YouTube filmiki, na których pokazują, do czego mogą się przydać krosna. Dzisiaj ich kanał w serwisie YouTube ma niemal 80 mln wyświetleń i blisko pół miliona subskrybentów, ale to tylko czubek góry lodowej, bo przecież zwykli fani gumek równie chętnie dzielą się ze światem swoimi filmami.
Latem 2012 r. nastąpił długo oczekiwany, ale – przynajmniej w tej skali – niespodziewany przełom. Zaczęło się od sklepów z zabawkami edukacyjnymi Learning Express Toys, które złożyły zamówienie o wartości 10 tys. dol. Do końca roku obroty Choon’s Design wzrosły do 200 tys. dol. miesięcznie i jej szef musiał wziąć trzymiesięczny bezpłatny urlop z pracy. Nigdy do niej nie wrócił – pół roku później przygotowywał się już do zrealizowania zamówienia z sieci Wal-Mart.
Bransoletki: metamorfozy
Młodzież nie od dziś lubi bransoletki. W latach 80. ubiegłego wieku furorę robiły tzw. bransoletki przyjaźni, również ręcznie plecione, będące spadkiem po rodzicach hipisach. W latach 60. spopularyzowali je amerykańscy surferzy. Szał na bransoletki silikonowe, kolorowe, z nadrukami lub bez rozpętał ponad dekadę temu kolarz Lance Armstrong – te często noszone były również przez dorosłych, jako wyraz poparcia słusznej sprawy.
Później dzieciaki w Ameryce pokochały Silly Bandz – na nadgarstku wyglądały po prostu jak kolorowa bransoletka, ale po zdjęciu objawiały swój oryginalny kształt: kontury zwierzęcia lub księżniczki. Młodzi ludzie wymieniali się nimi bez końca, próbując osiągnąć cel nie do osiągnięcia – zebrać wszystkie.
Gumki i krosna produkowane przez Choon’s Design to jednak coś innego. Nie tylko przechodzą liczne metamorfozy (są i świecące w ciemnościach, i pachnące...), ale ich podstawowe zalety to prostota idąca pod rękę z niezmierzonym potencjałem. Pod tym względem przypominają raczej wspomnianą na wstępie właśnie kostkę Rubika (przebój lat 80.) czy klocki Lego – kilkulatek ucieszy się, gdy zaplecie najprostszy wzór, ale ktoś dysponujący wyobraźnią i sporym zapasem wolnego czasu może się porwać na plecionki imponujące złożonością i urodą, co inni fani tej zabawy potrafią odpowiednio docenić. Dość powiedzieć, że kilka miesięcy temu sukienka z gumek Rainbow Loom została sprzedana w jednym z portali aukcyjnych za 200 tys. dol. Gumkowe szaleństwo w Stanach Zjednoczonych nie słabnie od dwóch sezonów. W 2013 r. Choon’s Design sprzedali gumki i akcesoria z nimi związane za 40 mln dol. Prognozy na rok 2014 r. przewidują podwojenie tej sumy. Pana Ng doceniła również branża. Amerykańskie Stowarzyszenie Producentów Zabawek przyznaje co roku nagrody w 14 kategoriach – w 2014 r. cztery statuetki, w tym najważniejsza, za Zabawkę Roku, trafiły do rąk szefa Choon’s Design.
Na początku 2013 r. szaleństwo dotarło również do Europy – tylko w lipcu br. Brytyjczycy wydali na gumki i akcesoria z nimi związane ponad milion funtów. W popularyzacji gumowych plecionek na starym kontynencie pomogli sławni ludzie, którzy dali się sfotografować z kolorowymi bransoletkami na nadgarstkach, m.in. David Beckham, księżna Kate i książę William, a także... papież Franciszek.
Fakty i mity
O skali popularności Loom Bands najlepiej jednak świadczy to, że zainteresowały się nimi brytyjskie brukowce. Najpierw lamentowały, że zbyt ciasne bransoletki grożą kłopotami z krążeniem, co w skrajnych przypadkach może prowadzić do amputacji palców lub całej dłoni (co teoretycznie jest prawdą – ale w praktyce jeszcze się nie zdarzyło), później donosiły z troską, że podróbki gumek Choona zawierają rakotwórcze ftalany. Co zresztą było producentowi oryginałów na rękę, bo na sądowy finał czeka w tej chwili kilka pozwów skierowanych przez Ng przeciwko firmom kopiującym jego pomysł.
Spanikowani rodzice zaczęli jednak patrzeć podejrzliwie na wszystkie bransoletki i Choon’s Design musieli więc zapewniać w specjalnym oświadczeniu, że wszystko jest w porządku: „w naszych produktach nie ma szkodliwych chemikaliów. Pragniemy zapewnić naszych klientów, że nasze produkty są bezpieczne i spełniają, a nawet wyprzedzają, amerykańskie, japońskie i europejskie normy bezpieczeństwa dotyczące zabawek”.
Najzabawniejszą interwencją popisało się jak dotąd brytyjskie „Metro”, które w lipcu br. użalało się nad losem nauczycieli. Otóż plecionki były najpopularniejszym prezentem z okazji zakończenia roku szkolnego i pedagogów, owszem, radowały manualne zdolności podopiecznych, ale… woleliby jednak wino.
Wynalazcą Loom Bands prasa brukowa w ogóle się nie interesuje. Cheong Choon Ng jest tak poczciwy i skromny, że aż nudny. Wciąż mieszka w tym samym domu, w okolicy, która nie słynie z gwiazd i milionerów, nie kupił sobie nawet nowego samochodu. „Mamy ładny dom, czemu mielibyśmy się przeprowadzać? Nie jesteśmy ludźmi, którzy żyją ponad stan. Może kiedy przejdę na emeryturę, kupię sobie łódź i będę łowił ryby” – mówił dziennikarzowi „Mirror”. Największy sukces? Ng cieszy się, że odzyskali pieniądze na studia córek.