Jeść tu czy nie jeść – oto jest pytanie
Krytyk kulinarny radzi: zanim wybierzesz restaurację, zrób mały test
To niemal szekspirowskie pytanie stało się pytaniem dramatycznym – zwłaszcza dla ludzi podróżujących i szukających miejsca odpoczynku i wzmocnienia sił przy stole – w świetle ostatnich wydarzeń w Niemczech. Dzięki aż dwukrotnemu wnikliwemu śledztwu słynnego dziennikarza Güntera Walraffa firma Burger King zamknęła 89 lokali (zatrudniających ponad 3 tys. osób), które dzięki umowie franczyzowej karmiły pod szyldem wielkiej amerykańskiej firmy zarówno mieszkańców Niemiec, jak i przejezdnych przez ten kraj. Walraff stwierdził w kuchniach Burger Kinga produkty przeterminowane, brak higieny i łamanie praw pracowniczych. To wystarczyło, by właściciel marki nakazał zdjęcie szyldu.
Jeżdżąc po Europie autem, czasem zatrzymuję się w przydrożnych barach szybkiej obsługi. Robię to jednak tylko wówczas, gdy nie mam czasu na zjechanie z autostrady i poszukanie mile wyglądającej i apetycznie pachnącej restauracji. Do dziś miałem zaufanie zarówno do Burger Kinga, jak i do jego bezpośredniego rywala McDonald’sa. Wiedziałem, że lokale te trzymają standard i spełniają podstawowe zasady higieny. A teraz?
Szukając miejsca na smaczny posiłek, które gwarantowałoby mi także, że nie będzie to moja ostatnia wieczerza, trzymam się, i to od wielu lat, kilku podstawowych zasad. Zaraz je tu przytoczę, a na dowód, że są one roztropne, powiem, że mimo bycia krytykiem kulinarnym, czyli człowiekiem często jadającym w nieznanych restauracjach, żyję i jestem zdrowy.
Wybierając lokal na obiad lub kolację w nieznanym mieście czy miasteczku, patrzę najpierw, czy jest w nim sporo gości wyglądających na tubylców.