Pokój w metalowym kontenerze, domek na drzewie, XV-wieczny zamek i przerobiony na mieszkanie samolot. Amerykański magazyn o podróżach „Condé Nast Traveler” opublikował listę najciekawszych miejsc noclegowych oferowanych przez portal Airb&b.com. Jest też wśród nich afgańska jurta, wóz na kołach przypominający pojazdy zdobywców Dzikiego Zachodu i prywatna wyspa. Można też zarezerwować całkiem zwyczajny dom, mieszkanie, pokój, łóżko albo tylko kawałek podłogi. W sumie do wyboru koło miliona prywatnych przestrzeni w ponad 190 krajach na świecie.
Na pomysł kontaktowania osób szukających noclegu z właścicielami mieszkań (i zarobienia na tym pośrednictwie – bo wcześniejsza moda na couchsurfing opłat nie przewidywała) wpadli amerykańscy studenci, gdy potrzebowali zebrać pieniądze na czynsz. Po 7 latach działalności Airb&b ma 20 mln lojalnych użytkowników, a każdy z trzech właścicieli firmy – Brain Chesky, Nathan Blecharczyk i Joe Gebbia – 1,5 mln dol. na koncie, mając niewiele ponad 30 lat. Są też pionierami i najważniejszymi graczami sharing economy – ekonomii opartej na zasadzie: „podziel się tym, co masz, i zarób”. Korzystają na tym także Polacy. Nie tylko podczas podróży.
Dzielę pokój, nie łóżko
W świadomości Polaków Airb&b zaistniało powszechniej przed Euro 2012. Wiele osób postanowiło wtedy wynajmować swoje mieszkania kibicom. Także Natalia, 36-letnia warszawianka z branży IT. – Początkowo planowałam wynajmować pokój tylko w czasie Euro. I traktowałam to czysto zarobkowo – mówi Natalia. Ale mistrzostwa się skończyły, a zapytania dotyczące zgłoszonego w internecie mieszkania nadal się sypały: – Pomyślałam – czemu nie? I szybko odkryłam, że to też sposób na fajne znajomości.