Marcin Piątek
14 lutego 2017
Klubowe zgody i kosy, czyli nowe sojusze kibiców
Poprawki do ustawki
Stara przyjaźń nie rdzewieje. Chyba że wśród piłkarskich chuliganów, bo tu mamy nowe sojusze.
Wisła Kraków już nie trzyma z Lechią Gdańsk ani ze Śląskiem Wrocław. Trzyma za to z Ruchem Chorzów i Widzewem Łódź. Najpierw zbratała się z Ruchem. Widzew przyszedł w pakiecie jako zgoda Ruchu. Nieoczekiwana zamiana miejsc nastąpiła wczesnym latem. W środowisku kibicowskim zawrzało, bo trwająca ponad 20 lat zgoda Wisły, Śląska i Lechii (Trzej Królowie Wielkich Miast) wydawała się nie do ruszenia.
Przez jakiś czas krążyły teorie, że tandem Widzew–Ruch prowadzi misterną grę, i obnażywszy nielojalność Wisły wobec jej dozgonnych, jak się wydawało, „braci po szalu”, wystawi ją do wiatru.
Wisła Kraków już nie trzyma z Lechią Gdańsk ani ze Śląskiem Wrocław. Trzyma za to z Ruchem Chorzów i Widzewem Łódź. Najpierw zbratała się z Ruchem. Widzew przyszedł w pakiecie jako zgoda Ruchu. Nieoczekiwana zamiana miejsc nastąpiła wczesnym latem. W środowisku kibicowskim zawrzało, bo trwająca ponad 20 lat zgoda Wisły, Śląska i Lechii (Trzej Królowie Wielkich Miast) wydawała się nie do ruszenia. Przez jakiś czas krążyły teorie, że tandem Widzew–Ruch prowadzi misterną grę, i obnażywszy nielojalność Wisły wobec jej dozgonnych, jak się wydawało, „braci po szalu”, wystawi ją do wiatru. W ogólnopolskim chuligańskim odwecie za to, że wiślackie bojówki – podobnie jak te z Cracovii, czyli drugiej strony krakowskiej wojny okołofutbolowej – używają w walce sprzętu: noży, tasaków, maczet. Ale nic takiego się nie stało. Układ został oficjalnie przybity. Oficer operacyjny pracujący w małopolskim Wydziale ds. Zwalczania Przestępczości Pseudokibiców: – Jeszcze parę lat temu Sharks, zbrojne ramię Wisły, mieli wśród piłkarskich chuliganów przeciętne notowania. W 2014 r. za zgodą władz klubu uruchomili na obiektach Wisły siłownię oraz klub, w którym trenują mieszane sztuki walki. Nazwali ją Trenuj Sporty Walki (TSW to inaczej Towarzystwo Sportowe Wisła – red.). Poczuli się mocniejsi, ale nie mieli się z kim sprawdzić, bo inne bojówki nie ustawiają się z nożownikami. Potrzebowali jakiejś chuligańskiej ekipy, która za nich poręczy. Bojówka Ruchu, czyli Psycho Fans, środowiskowo renomowana, mogła w zamian liczyć na wsparcie nowych przyjaciół, co miało swoją wagę w obliczu dobrze już scementowanego, wrogiego sojuszu GKS Katowice z Górnikiem Zabrze. Nie bez znaczenia są też względy logistyczne – z Krakowa do Chorzowa jest niespełna godzina drogi samochodem. Gdy robi się gorąco, można szybko zareagować. M., kibic Wisły nieuczestniczący w bojówkach, ale bywający na najbardziej awanturniczym sektorze 22. stadionu przy Reymonta: – Śląsk stracił szacunek, odkąd ponad trzy lata temu lewaccy hoolsi z Sevilli skroili im barwy na wyjeździe. Stracili wtedy ważne flagi, szale. Lechii żal, jednak pod względem chuligańskim ten sojusz był martwy. Ustawki organizowane tylko przy okazji meczów ligowych nie miały racji bytu, bo trasy przejazdu są obstawiane przez policję. A konfrontować się trzeba, żeby zaznaczyć swoją pozycję w środowisku. Mając takiego sojusznika jak Psycho Fans, można coś zmontować spontanicznie, zanim policja się zorientuje. Kurs Wisły Na zmianę frontu przez Wisłę nic nie wskazywało. Jeszcze w kwietniu podczas meczu Ruch-Wisła w Chorzowie na trybunach wrzało. W powietrzu latały bluzgi, a w przerwie kilku zamaskowanych harcowników z Ruchu zorganizowało napinkę pod sektorem przyjezdnych. Biegali po schodach wzdłuż ogrodzenia, trzęsąc barierkami i próbując sięgnąć pięściami podchodzących w ich stronę gości z Krakowa. Do zwarcia nie doszło, atmosferę ostudziły w końcu policyjne armatki wodne. Dlatego ogłoszona dwa miesiące później przez Psycho Fans i Sharks zgoda była totalnym zaskoczeniem. W., kibic Ruchu z wieloletnim stażem: – Dla mnie nic się nie zmieniło. Wisła to były milicyjny klub, który nie zasługuje na szacunek. Moje zdanie, tak jak i innych stroniących od przemocy kibiców, jest jednak bez znaczenia. O sojuszach decydują Psycho Fans. Dezaprobatę wobec kursu, na który Wisłę skierowali Sharks, wyraźnie wyczuwa się także na stadionie przy Reymonta. Podczas ligowego meczu ze Śląskiem, pierwszego po zerwaniu zgody, zgromadzeni w sektorze gości kibice Lechii i Śląska jasno dawali do zrozumienia, że „braci się nie traci”, pijąc do wszystkich kibiców Wisły, którym nie po drodze z Sharks. Większość stadionu biła im wtedy brawo oraz gwizdała, gdy z trybuny wypełnionej przez Sharks oraz ich nowych sojuszników z Chorzowa i Łodzi intonowano obraźliwe przyśpiewki pod adresem Śląska. Od tamtej pory na sektorze C zrobiło się pustawo. Kibice, niegodzący się z linią wyznaczoną przez liderów Sharks, przenieśli się na inne części trybun. Dla Śląska trwanie w koalicji z Wisłą nie wchodziło w grę, bo oznaczałoby to sztamę z Widzewem. Co było wykluczone, bo widzewscy chuligani odpowiadają za śmierć kibica Śląska Rolanda Leszczyńskiego, Rolika. Był 2003 r., Rolik wracał z kolegami z meczu w Bełchatowie. Na jednym z parkingów zaatakowali ich chuligani w szalikach Widzewa, prawdopodobnie członkowie najgroźniejszej widzewskiej bojówki Destroyers. Skatowany Rolik zmarł po kilku dniach w sieradzkim szpitalu. Miał 17 lat. Sprawców nie udało się wtedy ustalić, mimo że policja dysponowała numerami rejestracyjnymi samochodów, którymi przyjechali napastnicy. Ale przed łódzkim Sądem Okręgowym toczy się proces kilkudziesięciu destroyersów. Wątek śmierci Rolika jest jednym z badanych. W opublikowanej w internecie relacji kibica Śląska, który był na pierwszym meczu na Reymonta po zerwaniu zgody, można przeczytać, że w przerwie niedawni przyjaciele z Wisły podchodzili pod sektor przyjezdnych, krzycząc: Gdzie jest Rolik? Chuligańskie sojusze Snucie przypuszczeń, co skłoniło grupę trzymającą władzę na trybunach Wisły do odwrócenia się od przyjaciół, trwało krótko. Przemysław Guła, kierownik ds. bezpieczeństwa w Specgroup Security, firmie wynajmowanej przez kluby piłkarskie do zabezpieczania zapalnych punktów na trybunach: – To już jest wprost napisane na kibicowskich forach. Chodzi o wspólny handel narkotykami w Krakowie i na Górnym Śląsku. Krakowski policjant, zapytany, czy coś jest na rzeczy, nie zaprzecza. Przemysław Guła uważa, że taki obrót spraw, czyli uwikłanie piłkarskich chuliganów w przestępstwa dużo większego kalibru niż bójki, był nieunikniony. W latach 90. gangsterzy rekrutowali w tym środowisku żołnierzy, a potem ci żołnierze się usamodzielnili i sami zajęli się robieniem interesów. Pozdrowienia adresowane do odsiadujących wyroki, wymienianych z ksywy braci po szalu, można usłyszeć podczas meczów na prawie każdym stadionie. – A raczej nie trafiają tam za nielegalne parkowanie w lesie, na czym przeważnie poprzestaje policja, jeśli uda jej się udaremnić ustawkę – przytomnie dodaje Guła. Z punktu widzenia ortodoksyjnych chuliganów, dla których sensem życia jest zdobywanie środowiskowego uznania dzięki zbiorowym bijatykom, zabawa w gangsterów ma jednak niebezpieczne skutki uboczne. Bo trafia się wtedy na policyjny radar, zwiększa ryzyko zatrzymania, a po wpadce ratunek często jest jeden: sypać, kogo popadnie, również uczestników ustawek. Właściwie w każdym większym mieście można natknąć się na sprejowane groźby pod adresem konfidentów. W opublikowanym w internecie rapowanym kawałku autorstwa chuliganów spod znaku Łódzkiego Klubu Sportowego wśród częstochowskich rymów pada następujący: „Nie ma co się prężyć i zgrywać gangstera, bo już paru
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.