Bezkonkurencyjna siła spokoju
Trzecie mistrzostwo olimpijskie Kamila Stocha
Nerwy były do końca. Drugi skok Stocha musiał zasiać niepewność, w końcu widoczna na ekranie symulacja wskazywała, że do pokonania Andreasa Wellingera trzeba 137, chwilami – w zależności od tego, jaka rekompensata należała się za wiatr – nawet 138 metrów. Finałowe 136,5 metra Stocha wydawało się za blisko, zwłaszcza że lądował tuż przed komputerowo naniesioną zieloną linią pokazującą, gdzie leży granica zwycięstwa. Tymczasem okazało się, że i symulacja, i zielona linia zdały się psu na budę. Podczas skoku Stocha powiało, stosowny bonus za niekorzystny wiatr został doliczony i trzecie mistrzostwo olimpijskie dla Kamila stało się faktem.
Zwycięska siła spokoju
Stoch stał się właśnie najbardziej utytułowanym polskim sportowcem zimowym w historii, jeśli brać pod uwagę kolor medali, a nie ich liczbę. Obronić olimpijskie złoto, nie spalić się w jednym z dwóch najważniejszych konkursów roku (a właściwie czterech lat – licząc od poprzednich igrzysk w Soczi), wytrzymać presję mimo brawurowej próby Wellingera – Stoch dał kolejny przykład, jaki wkład do sukcesu ma głowa. Odporność psychiczna Kamila, jego trochę nieludzka umiejętność wyłączania się z całego zgiełku i szumu towarzyszących olimpijskim występom – tym razem jeszcze skumulowanych z powodu smutnego ciągu polskich rozczarowań w Pjongczangu, jak również