Na dokonanie niemożliwego, czyli zimowe zdobycie przez polską wyprawę narodową K2, zarezerwowano już odpowiednią porcję sławy oraz chwały, a w odwodzie – gdyby się jednak nie udało – pozostawał szacunek za twardość i upór. Uczestnicy ekspedycji, zwłaszcza ci bezpośrednio zaangażowani w spontaniczne ratowanie na Nanga Parbat Elisabeth Revol, zasłużyli już na osobną porcję podziwu za odwagę i poświęcenie.
Niestety zamiast kolejnych budujących opowieści mamy w ostatnich dniach niespodziewaną serię gorących doniesień z obozu wyprawy o pewnym buncie (który w opinii niektórych ludzi z himalajskiego środowiska urósł do rangi zdrady) oraz jego dość łatwych do przewidzenia konsekwencjach: narastających animozjach, pretensjach i w końcu – karze wygnania zbuntowanego i niesubordynowanego Denisa Urubki z zespołu.
Denis Urubko opuścił wyprawę
To żadne odkrycie, że himalaiści napędzani są przez przepastny egoizm, czasem jeszcze idący w parze z narcyzmem oraz syndromem niespełnionego bohatera. To właśnie te wewnętrzne motory każą im zostawiać na nizinach rodziny i wyjeżdżać w wysokie góry, gdzie mogą się pławić w poczuciu własnej wyjątkowości i gonić za marzeniami.
Bardziej zaskakujące jest to, że ci ludzie, postawieni wobec tak ekstremalnego wyzwania, tak naprawdę się nie znają. Krzysztof Wielicki mówił przed wyprawą w wywiadzie dla POLITYKI, że zaprosił na nią Urubkę, bo musi mieć tam pewnych ludzi, a ma poczucie, że jest dla Denisa autorytetem. Dziwi też brak profesjonalizmu: kierownictwo nie było w stanie ustalić, kiedy dla Urubki – chyba najlepszego obecnie żyjącego himalaisty, być może kluczowego dla powodzenia wyprawy – kończy się pod K2 zima (a w jego mniemaniu kończy się ostatniego dnia lutego, stąd decyzja o samotnym ataku).