Filary potęgi Apple zaczynają się chwiać, firma z Cupertino robi zatem to, w czym zawsze była świetna – wyrusza na nowe pastwiska. Różnica polega na tym, że dotąd uciekała przed drepczącym za nią widmem kryzysu do przodu. Zawsze na czas wyciągała, niczym sztukmistrz królika z kapelusza, jakąś ekscytującą technologiczną nowalijkę, zręcznie przekonując świat, że zawsze o niej marzył. Tym razem Apple salwuje się ucieczką nie do przodu, lecz na boki. Nie obiecuje kolejnej rewolucji, nie otwiera żadnych nowych drzwi, po prostu rozpycha się łokciami, by zrobić sobie miejsce tam, gdzie inni działają od lat. I choć nie ma w tym żadnej finezji ni wdzięku, najpewniej odniesie sukces. Zadecyduje o tym potężna, brutalna siła – prawie ćwierć biliona dolarów w aktywach.
Czytaj także: Apple pokazuje nowe gadżety i testuje granice cenowe
Kolejne generacje iPhone′ów już nie robią wrażenia. Ani MacBooki
Tim Cook, po śmierci Steve’a Jobsa szef Apple, doskonale wie, co robi, szukając nowych okazji do zarobku. Mało kto już czeka z napięciem na nowe modele iPhone’a, bo dziś w awangardzie producentów telefonów są firmy z Azji oraz Google. Podczas tegorocznego Mobile World Congress w Barcelonie Samsung i Huawei pokazały przyszłość tych urządzeń – telefony z elastycznymi ekranami, które po rozłożeniu zamieniają się w tablety.