Gdy w doliczonym czasie gry niedawnego półfinału Pucharu Polski Jagiellonia Białystok-Miedź Legnica pomocnik Jagiellonii Taras Romańczuk zdobył gola przesądzającego o zwycięstwie, trenerem Miedzi Dominikiem Nowakiem targnęły negatywne emocje. Złość – bo bramka padła po rzucie rożnym, kiedy obronę teoretycznie łatwiej zorganizować. Bezsilność – bo na odrabianie strat nie było już czasu. I wreszcie smutek – bo dla tak małego klubu jak Miedź finał na Stadionie Narodowym przed ponad 50-tysięczną publicznością byłby wielkim świętem.
Emocjonalna jazda bez trzymanki jest nieodłączną częścią zawodu trenera. Gdyby mogli, trenerzy wbiegliby na boisko. W środku kipią, ale podczas meczów starają się hamować – w końcu obrazki idą w Polskę, no i złe emocje udzielają się piłkarzom. – Noc po meczu, niezależnie od wyniku, zwykle jest nieprzespana – mówi Mariusz Rumak, trener Odry Opole. – Porażki rozpamiętuję – przyznaje Dominik Nowak. – Zastanawiam się, czy dobrze rozłożyłem mikrocykl treningowy? Czy nie zignorowałem objawów spadku formy u piłkarza, który popełnił błąd?
Na wagę złota
Okresów wytchnienia jest niewiele, zwłaszcza w Ekstraklasie, gdzie regularny sezon okraszony jest dołożonymi siedmioma kolejkami, decydującymi o mistrzostwie i spadku. Nowak: – Dla nas, trenerów, to nie tylko dodatkowa dawka stresu, ale i fatalne rozwiązanie ze względów szkoleniowych. Na spokojne przygotowanie do kolejnego sezonu, wkomponowanie do zespołu nowych piłkarzy, jest mało czasu. Pracę, siłą rzeczy, przynosi się do domu. – Trenerem jest się 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu – dodaje Rumak i przyznaje, że ma wprawdzie czas zarezerwowany dla rodziny, ale myślami trudno mu uciec od meczów – przeszłych oraz przyszłych – więc nie rozstaje się z notesem, w którym spisuje obserwacje i pomysły.