Portal karierowy LinkedIn dodał w połowie kwietnia nowe ikonki wyrażające emocje. Do standardowego „kciuka w górę” doszły klaszczące dłonie, serce, żarówka i emotikona, która nad czymś się zastanawia. Ludzie są tu bardziej powściągliwi niż w innych mediach społecznościowych, ale ponoć od dłuższego czasu zgłaszali, że chcą czegoś więcej niż tylko „polubienie”. I to wiele mówi o działaniu tej społeczności.
Sposób na nienawiść w sieci
Narzekamy na hejt sączący się z mediów społecznościowych i forów internetowych, ale wynalazek, który sobie z tym poradzi, ciągle czeka na wynalazcę. Sposoby, które mamy, są trzy – można odebrać prawo do dyskusji, zlikwidować platformę dyskusji albo połączyć odpowiedzialność za słowo z portfelem. Eksperci twierdzą, że to ostatnie jako tako działa na portalu LinkedIn. Niekiedy dobro wygrywa więc ze złem, choć trzeba uważać, żeby nie przesłodzić.
– LinkedIn jest platformą wymiany profesjonalnych kontaktów i faktycznie jest na niej znacznie mniej ostrych, agresywnych opinii. Wydaje się, że działa tu mechanizm, że „w pracy nie hejtuję”, bo mogłoby to zaszkodzić mojemu zawodowemu wizerunkowi. Podobnie jak nie wyrażalibyśmy agresywnych komentarzy podczas rozmowy o pracę, tak samo większość z nas nie robi tego na LinkedIn. To po prostu zupełnie inna konwencja – uważa dr Jakub Kuś, psycholog internetu z Uniwersytetu SWPS.
Czytaj także: Hejt pozytywem zwyciężaj
Maska profesjonalisty
Konwencja jest przez niektórych chwalona, ale przez innych ganiona za sztuczność czy brak szczerości. LinkedIn powstał w 2003 r., czyli rok przed