Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Ludzie i style

Tłok na Evereście. Kto ma prawo do najwyższej góry świata?

To zdjęcie przejdzie do historii zarówno fotografii, jak i himalaizmu. To zdjęcie przejdzie do historii zarówno fotografii, jak i himalaizmu. Project Possible / AFP / East News
To zdjęcie przejdzie do historii zarówno fotografii, jak i himalaizmu. Długa kolejka chętnych do wejścia na najwyższy szczyt Ziemi, stojąca na grani wiodącej na Mount Everest, stała się też symbolem komercjalizacji elitarnego dotąd sportu.

Krzysztof Wielicki, który w 1980 r. razem z Leszkiem Cichym jako pierwszy wszedł na Mount Everest zimą, w komentarzu dla „Gazety Wyborczej” mówi z przekąsem o modzie na „turystykę wysokogórską”: tabuny bogatych ludzi płacą ciężkie pieniądze i są na szczyt „wciągani, wnoszeni przez Szerpów”, by potem „zrobić sobie fotkę i powiesić w biurze lub wystawić na Facebooku”. Zdaniem Wielickiego takie „zaliczanie szczytu” nie ma nic wspólnego z dawnym – sportowym, ale i romantycznym – himalaizmem.

Mount Everest „łatwą” górą?

Znamienne, że wybitny wspinacz dodaje: „Ale taki jest dziś świat. Każdy ma wolną wolę i robi, co uważa”. Równocześnie nie wierzy w działania administracyjne w postaci ograniczenia liczby pozwoleń na wyprawy (zwłaszcza w przypadku Nepalu opłaty są istotną pozycją w budżecie). Bo rzeczywiście, chętni na pochwalenie się zaliczeniem najwyższej góry świata zawsze się znajdą i trudno byłoby zabronić im podejmowania takiej próby.

Właśnie owo „naj” powoduje, że Mount Everest przyciąga jak magnes, choć w Himalajach jest przynajmniej kilka szczytów dużo bardziej wymagających pod względem wspinaczkowym. Tzw. branża to je uważa za wyzwania „dla prawdziwych wspinaczy” i to ich zdobycie naprawdę ceni. Nie bez powodu wielu słynnych himalaistów, mających na koncie rozmaite ośmiotysięczniki, na Evereście nigdy nie było.

Krzysztof Wielicki:

  • himalaizm
  • Himalaje
  • Mount Everest
  • Reklama