Ludzie i style

Dzieci do restauracji nie wpuszczamy? Rozgorzała dyskusja

Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy przyprowadzania dzieci do restauracji już dawno porzucili nie tylko dobre maniery, ale i zdrowy rozsądek. Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy przyprowadzania dzieci do restauracji już dawno porzucili nie tylko dobre maniery, ale i zdrowy rozsądek. Sandra Seitamaa / Unsplash
Czy restauratorzy z Poznania mają rację i dziecko w lokalu to samo utrapienie? A może wkraczamy na niebezpieczną drogę wykluczania z przestrzeni publicznej wszystkiego, co nam choć trochę przeszkadza?

Są takie internetowe spory, które wracają co pewien czas, wywołując masę emocji. Należy do nich pytanie o to, czy do restauracji należy przychodzić z dziećmi, czy też pociechy powinny zostać w domu. Burzę na nowo rozpętała restauracja Parma i Rukola z Poznania. Jej właściciele wrzucili na Facebooka zdjęcia ubrudzonego stolika i krzesła, po czym zapowiedzieli, że w ich lokalu dzieci poniżej szóstego roku życia nie będą już mile widziane. Czy restauratorzy mają rację i dziecko w lokalu to samo utrapienie? A może wkraczamy na niebezpieczną drogę wykluczania z przestrzeni publicznej wszystkiego, co nam choć trochę przeszkadza?

Dziecko w dom, rodzic w dom

Debata o dzieciach w restauracjach czy kawiarniach tak naprawdę nie dotyczy tylko najmłodszych. To przede wszystkim pytanie o to, jak w przestrzeni publicznej mają funkcjonować ich opiekunowie. Zdaniem wielu uczestników dyskusji rodzic musi pogodzić się z tym, że sporo miejsc będzie dla niego niedostępnych – pierwsze lata życia dziecka powinny ograniczyć jego aktywność głównie do miejsc przeznaczonych dla rodzin.

Być może jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu nie budziłoby to zdziwienia i oporu. Widać jednak zmianę w postawie rodziców. Dziś posiadanie dziecka nie kojarzy się już z rezygnacją z jakiejkolwiek sfery życia. Podróżowanie, odwiedzanie restauracji, muzeów, nawet kin – w tym wszystkim dorośli chcą brać udział wraz z dziećmi. Coraz mniej osób jest gotowych zawiesić na kilka lat swoje przyjemności i przyzwyczajenia tylko dlatego, że w rodzinie pojawiło się dziecko.

Czytaj także: Jak sprawić, by podróżowanie z dzieckiem było przyjemne

Mistrzowie dobrego wychowania

Nie da się nie zauważyć, że zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy przyprowadzania dzieci do restauracji już dawno porzucili dobre maniery, ale i zdrowy rozsądek. O dzieciach w tych dyskusjach rzadko mówi się jak o ludziach. To zresztą szerszy problem w polskim społeczeństwie. W internetowej dyskusji występują więc „brajany”, „bąbelki”, „gówniaki”, towarzyszą im mityczne „madki”, które są zawsze roszczeniowe, niewychowane i najpewniej jeszcze korzystają ze wsparcia 500 plus. W narracji dużo rzadziej pojawia się „tateł”, czyli ojciec dziecka, co doskonale pokazuje, że nawet w tej wyimaginowanej, znienawidzonej rodzinie winę za zachowanie dziecka ponosi kobieta.

Oczywiście oprócz „brajana” i „madki” są dzieci, które internauci znają albo którymi sami byli. To mistrzowie dobrego wychowania, którzy od urodzenia nie wydali żadnego głośnego dźwięku i nie upuścili nigdy ani kęsa jedzenia. Wychowani przez pozbawione jakichkolwiek oczekiwań matki, które przepraszały, jeśli tylko ich dziecko zbyt głośno oddychało. Ta dwoistość bywa przekomiczna, ale prowadzi do niebezpiecznego zjawiska, gdy o „madkach” i „bąbelkach” można pisać w sieci najpaskudniejsze rzeczy w poczuciu zupełnej bezkarności.

Czytaj także: Jak to jest być jedynym dzieckiem?

„Madka” kontra „bezdzietna lambedziara”

Oczywiście ten zwrot przeciw dzieciom i ich rodzicom nie bierze się zupełnie znikąd. Wielu młodych ludzi ma serdecznie dość narracji, zgodnie z którą szczęście w życiu daje wyłącznie posiadanie potomstwa. Naciskani czy wypytywani przez krewnych, odsuwani na bok przez dzieciatych znajomych lub znudzeni pytaniami o to, kto im będzie na starość podawał szklankę wody, często zaczynają dzieci i rodzicielstwo traktować z odrazą. Trudno się dziwić, bo decyzja o nieposiadaniu dziecka jest wciąż przez wiele osób traktowana jako dowód niedojrzałości czy przejaw głupoty.

Zwłaszcza kobiety często słyszą, jak bardzo nie znają życia i świata tylko dlatego, że nie zdecydowały się na dziecko. Znów: dyskusje o nieposiadaniu dzieci bardziej uderzają w kobiety niż mężczyzn. Tak też obok „madek” internet stworzył pojęcie „bezdzietnej lambedziary”, której nic się od życia nie należy, bo tylko się leni, zamiast wypełnić swoje przeznaczenie. Paradoksalnie zarówno „madki”, jak i „lambedziary” zmagają się z tym samym problemem – hejtem związanym z ich prywatnymi decyzjami.

Czytaj także: Moda na nieposiadanie dzieci? Polki w czołówce

Najpierw dzieci, potem inni?

Wróćmy do kwestii restauracji. Sam zakaz wstępu wydaje się metodą nieskuteczną z wielu powodów. Jeśli założymy, że z małymi dziećmi do restauracji wejść nie można, to próżno oczekiwać, że po przekroczeniu szóstego roku życia nagle będą wiedziały, jak się w takim miejscu zachować. To nie tylko kwestia wygody rodziców, ale też socjalizacji.

Pozostaje też wątek wykluczania z przestrzeni wspólnych. Dzieci wyeliminować najłatwiej, bo nie bardzo mogą się bronić. Czy ktokolwiek nam jednak obieca, że po pewnym czasie w imię komfortu innych gości nie zaczniemy wykluczać np. osób na wózkach (też zajmują więcej miejsca, trzeba dostosowywać do nich toalety) lub takich, które z racji choroby nie zawsze jedzą estetycznie (osoba z zespołem Parkinsona też może rozlać zupę)? Ten sposób myślenia ma to do siebie, że łatwo może się wymknąć spod kontroli.

Czytaj także: Czy posiadanie dzieci ma sens?

Żeby wszystkim było dobrze

Wydaje się, że podstawowym problemem tej dyskusji jest założenie, że ktokolwiek ma wygrać. W cywilizowanych społeczeństwach rozwiązania najlepsze to takie, które uwzględniając potrzeby różnych grup, starają się je pogodzić. Jeśli się nad tym zastanowić, nie wydaje się to trudne – zakładając dobrą wolę wszystkich osób dzielących ze sobą przestrzeń. Restauracja może wyposażyć się w podkładki na stoły, z których łatwo zbierze się jedzenie, zapewnić dzieciom specjalne krzesełko, a rodzicom dostęp do przewijaków i stolików, przy których można postawić wózek. Ten sam lokal może, biorąc pod uwagę gości szukających ciszy i spokoju, wyznaczyć godziny bez dzieci (np. wieczorne, gdy do restauracji często wybierają się też rodzice, którzy opłacili opiekunkę, by od własnego potomstwa odpocząć), a nawet podzielić lokal na strefy.

Zdrowy rozsądek podpowiada, że łatwiej niż wojować, da się znaleźć rozwiązanie korzystne dla wszystkich. Jesteśmy dorośli. A to znaczy, że powinniśmy się umieć nie tylko zachować w restauracji, ale też porozumieć.

Czytaj także: Posiadanie dzieci dodaje kobietom 11 lat

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną