Jest stabilnie. Stabilnie źle. Atak pozycyjny nie istnieje. Cierpliwe i dokładne rozegranie piłki – również nie. Szczytem taktycznego wyrafinowania w wykonaniu reprezentacji Polski pozostaje gra z kontrataku.
Na aferę i strzelanie po autach
Za najlepszych czasów poprzedniego selekcjonera Adama Nawałki te szybkie przejścia do ataku nawet przynosiły owoce. Teraz pomysł w zasadzie jest jeden: laga na Lewego (laga to w języku piłkarskim długie, kilkudziesięciometrowe podanie). W takich sytuacjach Lewandowski znajduje się tyłem do bramki rywali, z obrońcami na plecach. Szansa, że coś się z tej akcji urodzi, jest niewielka.
Taka taktyka to nic innego niż wyraz bezradności. Podobnie jak rozpaczliwe wybijanie piłki sprzed własnego pola karnego, nawet w niegroźnych sytuacjach. To już nawet nie są lagi na Lewego, tylko strzelanie po autach. Byle dalej od własnej bramki. Tymczasem dziś, w krajach futbolowo rozwiniętych, nawet bramkarzy uczula się, by nie wznawiali gry dalekimi wykopami, bo to klasyczna „gra na aferę”, z której pożytki są niewielkie. Ale na luksus gry podaniami mogą sobie pozwolić tylko piłkarze, których piłka nie parzy. Polacy niestety do nich nie należą.
O co chodzi trenerowi Brzęczkowi?
Bilans dwóch wrześniowych spotkań kadry to jeden punkt i zero strzelonych bramek. Po euforii spowodowanej zdobyciem kompletu punktów w czterech pierwszych eliminacyjnych meczach – mocno na wyrost, bo w grze Polaków trudno się było dopatrzyć jakiegoś sensownego planu – wracamy na ziemię. Słowenia wybrańców Jerzego Brzęczka stłamsiła, Austria przez większość meczu zamykała na własnej połowie. A to tylko europejscy średniacy.
Przez ponad rok pracy z reprezentacją Brzęczkowi nie udało się odcisnąć na niej własnego piętna. Nie ma dobrze funkcjonujących, powtarzalnych schematów, nie widać jasnej koncepcji gry. Żadnego elementu zaskoczenia, żadnego powiewu świeżości. Gra jest toporna, szarpana, bardzo często nieudolna. Można powiedzieć: smutna, polska klasyka. Jeśli tak mają prezentować się na mistrzostwach Europy, to lepiej, żeby wcale tam nie zagrali.