Ludzie i style

Smok w bok

Moda: groźne uzależnienie od Chin

W tym roku pokaz mody Giorgio Armaniego odbył się przy pustych rzędach, kreacje oglądano online. W tym roku pokaz mody Giorgio Armaniego odbył się przy pustych rzędach, kreacje oglądano online. Alessandro Garofalo/Reuters / Forum
Wystarczyły dwie dekady, by świat luksusu uzależnił się od Chin. Dziś płaci za to cenę.
Znany duet włoskich projektantów Dolce&Gabbana wzbudza wiele emocji. Nawet w czasach koronawirusa ludzie robią sobie selfie przed ich mediolańskim sklepem.Camilla Cerea/Bloomberg/Getty Images Znany duet włoskich projektantów Dolce&Gabbana wzbudza wiele emocji. Nawet w czasach koronawirusa ludzie robią sobie selfie przed ich mediolańskim sklepem.

Sezon tygodni mody mamy za sobą. Jak było? Pusto. Do Paryża i Mediolanu, kiedy jeszcze nie poddano ich kwarantannie, nie przyjechało ponad 1000 kupców, współpracowników czy redaktorów z dotkniętych koronawirusem Chin. Przy okazji zaczęto więc – jak to zwykle w chwilach kryzysu bywa – nawoływać do radykalnych zmian. Mówiło się nawet o rezygnacji z urządzania pokazów jako takich. Są drogie, pracochłonne i szkodliwe dla środowiska; nie tylko z powodu śladu węglowego, jaki zostawiają przybywające nań rzesze gości z całego świata, ale i samej scenografii, która po kwadransie zwykle trafia na złom. „Musimy myśleć o całkowitym resecie” – przyznała Anna Wintour, szefowa amerykańskiego „Vogue’a”. Dlatego już w tym sezonie Armani przeniósł swój pokaz do sieci. Po mediolańskim wybiegu jego modelki przeszły przy pustych rzędach; kreacje publiczność oglądała online.

„Koszmar” – wzdycha Carlo Capasa, szef Włoskiej Izby Mody. Ale nieudane pokazy, ostatecznie wisienka na torcie półrocznej pracy w tej branży i wydarzenie z gatunku tych medialno-towarzyskich, to jego najmniejsze zmartwienie. Zadaniem branży mody jest bowiem nie tyle ją pokazywać, ile sprzedać. A z tym jest kłopot. Odwiedzany rocznie przez 11 mln zagranicznych gości Mediolan, stolica włoskiego luksusu i szyku, to dziś miasto duchów. A właśnie tu turyści zostawiają 4 na 10 wydawanych przez nich w całych Włoszech euro. Tylko w tym mieście hotele tracą obecnie 3 mln euro dziennie, a topowe restauracje w handlowej dzielnicy, kiedy jeszcze były otwarte, liczyć mogły ledwie na 100 euro dziennego utargu

Nic dziwnego, że spanikowany świat mody gotów był dać wiarę najmniej nawet wiarygodnym pogłoskom. „New York Times”, dla przykładu, podsłuchał, jakoby z powodu ograniczeń transportowych z Włochami marka Louis Vuitton użyła osobistego samolotu jej szefa, a przy okazji trzeciego najbogatszego człowieka na świecie, Bernarda Arnaulta, by przewieźć co droższą galanterię ze swoich włoskich sklepów do mniej zarażonej Francji i tym sposobem ratować sprzedaż.

Polityka 13.2020 (3254) z dnia 24.03.2020; Ludzie i Style; s. 67
Oryginalny tytuł tekstu: "Smok w bok"
Reklama