MARTYNA BUNDA, MARCIN AGOPSOWICZ: – Gdy część z nas uczy się być samemu ze sobą, inni uczą się być 24 godziny na dobę ze swoimi dziećmi. Jak przez to przejść i się nie pozabijać?
LAWSON SACHTER: – Warto dostrzec, że sytuacja, w której się znaleźliśmy, daje nam sposobność słuchania. Słuchania dzieci, czego zazwyczaj nie robimy, ale także samych siebie, tego, co dzieje się wewnątrz nas. A to klucz do wszystkich trudnych sytuacji w naszym życiu.
Przedłużająca się izolacja, życie w zamknięciu, w cieniu wirusa, w strachu o byt materialny i jutro, uświadamia, jak iluzoryczna jest nasza kontrola. Wcześniej też była żadna, bo tak naprawdę nigdy nie wiemy, co się zdarzy, ale uspokaja złudzenie, że ją mamy i wiemy, co stanie się jutro, pojutrze, za godzinę. Straciliśmy dobrze znany wzorzec, za to mamy szansę wybudować poczucie spokoju oparte na innych podstawach. Praktyka słuchania siebie, bycia tu i teraz w tym, co jest – tak istotna w zen – i nasze przyzwolenie, by różne emocje ujawniły się i zostały przez nas dostrzeżone, też może przynieść spokój. Skoro nie możemy zbudować go na poczuciu kontroli, możemy budować na rozumieniu siebie. Dzieci potrzebują poczucia bezpieczeństwa nie mniej niż my. One też chcą wiedzieć, co się zdarzy, albo że nic złego się nie stanie.
Dzieci jeszcze nie wsiadły do tego pociągu
Chcą wierzyć, że ich rodzice mimo wszystko zachowali kontrolę?
L.S.: W żadnym razie nie chodzi o to, by je oszukiwać, ale by nie karmić trudnych emocji. Dzieci, jak wszyscy, mają skłonność do poddawania się przesadnym myślom. Bo przecież zwykle martwimy się nie tym, co jest teraz, nie tym, że nie mamy co jeść, ale tym, co może nastąpić w nie wiadomo jak odległej perspektywie.