Zaczęło się w środę ok. 22 polskiego czasu. Za kilka minut miał się zacząć piąty mecz play-off koszykarskiej ligi NBA między Milwaukee Bucks a Orlando Magic. Specjaliści wróżą Milwaukee udział w finale, więc mecz miał być spacerkiem dla drużyny Giannisa Antetokounmpo, jednej z gwiazd NBA, laureata nagrody MVP (najcenniejszego zawodnika) w poprzednim sezonie, w środę nagrodzonego tytułem najlepszego gracza defensywnego ligi w bieżących rozgrywkach.
NBA to liga niespodzianek, więc włączyłem internet parę minut przed 22, żeby przekonać się, czy rzeczywiście faworyci gładko rozprawią się z dawną drużyną Marcina Gortata. Jednak niespodzianka polegała na czymś innym. Okazało się, że start – niczym na lotnisku – jest „opóźniony”, później – że mecz został „przełożony”. Antetokounmpo i pozostali gracze Bucks postanowili nawet nie wychodzić z szatni. Powód: wstrząs po wydarzeniach z niedzieli, gdy policjanci siedem razy strzelili w plecy Jacoba Blake’a, czarnego mieszkańca Kenoshy w stanie Wisconsin. 29-latek próbował wsiąść za kierownicę samochodu, w którym czekało już troje z jego sześciorga dzieci (w wieku trzy, pięciu i ośmiu lat).
Blake żyje, ale nigdy nie będzie chodził, jest sparaliżowany. Z Milwaukee do Kenoshy jest 50 km.
Meczu dzisiaj nie będzie
Reakcja zawodników Bucks była spontaniczna, nie konsultowali się z rywalami, związkiem zawodowym ani ligą, spodziewali się pewnie walkowera dla Magic. Jednak koszykarze z Orlando w trakcie rozgrzewki, kilka minut przed pierwszym gwizdkiem, solidarnościowo zeszli z boiska. A później wydarzenia nabrały prędkości