Nie wygrywający seryjnie w tym sezonie Halvor Egner Granerud, nie obrońca tytułu Dawid Kubacki ani Kamil Stoch. W sobotnie popołudnie skocznia należała do 34-letniego Żyły. Dwa świetne skoki (105 i 102,5 m) pokazały, kto rządził w tym konkursie.
Czytaj także: Zwycięska Iga
Nieobliczalny mistrz indywidualny
Po Adamie Małyszu, Kamilu Stochu i Dawidzie Kubackim mamy kolejnego Polaka ze złotem mistrzostw świata. Przed konkursem niewiele na to wskazywało. Przeciwko była historia dotychczasowych startów. Żyła nigdy nie zajął miejsca wyższego niż 19. Nie potrafił jakoś wykorzystać największego swojego atutu, czyli siły wybicia. Po eliminacjach wydawało się, że na niespodziankę raczej nie ma szans.
Czytaj także: Najpierw wielkie nerwy, później wielki Stoch
Ale Piotr Żyła nie przypadkiem ma opinię nieobliczalnego. Ta opinia w ostatnich latach jest już nieco krzywdząca. Poprzedni trener kadry Stefan Horngacher umiał skłonić chłopaka z Wisły do zmiany niektórych nawyków, które nie pozwalały mu wykorzystywać wszystkich naturalnych atutów. Dzięki tej przemianie sięgał po miejsca na podiach w Pucharze Świata i na mistrzostwach świata. W drużynie był nawet mistrzem. I wreszcie w dojrzałym jak na skoczka wieku doczekał się wielkiego indywidualnego zwycięstwa. Jako podopieczny Michala Doležala.
Na Żyłę patrzymy często przez pryzmat jego zachowania poza skocznią. Przede wszystkim przez jego