Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Ludzie i style

Kaskaderzy, Niagara i skórki od owoców

Bobby Leach Bobby Leach Mary Evans Picture Librar / Forum
110 lat temu w beczce z wodospadu Niagara jako pierwszy mężczyzna spłynął Bobby Leach, sztandarowy przedstawiciel zapomnianej już formy rozrywki. Pech chciał, że zmarł śmiercią, z powodu której jest pamiętany równie dobrze, co dzięki swoim kaskaderskim osiągnięciom.

Leach wyglądał prawie jak karykaturalna wersja właściciela salonu z czasów końca Dzikiego Zachodu. Wiecznie pijany, z cygarem w ustach i szpilą z brylantem trzymającą krawat ten pięćdziesięciokilkuletni dawny cyrkowiec, a obecnie właściciel tawerny z bilardem nad wodospadem Niagara, uwielbiał przechwalać się swoją odwagą. Nikt w sumie nie wiedział, skąd pochodzący z Kornwalii Brytyjczyk, którego obce pochodzenie zdradzał silny akcent, znalazł się na granicy kanadyjsko-amerykańskiej, ale opowieści przynosiły mu popularność.

Miał też czym się chwalić. W zależności od relacji dwa albo trzy razy przepłynął w beczce przez bystrza pod wodospadem. Z pierwszego na świecie mostu wiszącego, jaki rozpostarty był nad rzeką, skoczył ze spadochronem (kiedy dalej był to najnowszy cud techniki). Wreszcie, po tym, gdy pozakładał się z kilkoma osobami, postanowił też w beczce zeskoczyć z samego wodospadu. Zrobił to dokładnie 110 lat temu, pod koniec lipca 1911 r.

Czytaj też: Charytatywne wygłupy w internecie

Mimo tłumu gapiów na brzegu kazał na siebie czekać ponad dwie godziny. Wreszcie, wyraźnie pod wpływem, wtoczył się do „beczki” – w rzeczywistości dwuipółmetrowego, stalowego cylindra przypominającego cygaro – i popłynął w kierunku 53-metrowej kaskady. Nie wszystko poszło zgodnie z planem – Leacha musiał uratować inny „daredevil” William „Red” Hill Sr.

Reklama