Leach wyglądał prawie jak karykaturalna wersja właściciela salonu z czasów końca Dzikiego Zachodu. Wiecznie pijany, z cygarem w ustach i szpilą z brylantem trzymającą krawat ten pięćdziesięciokilkuletni dawny cyrkowiec, a obecnie właściciel tawerny z bilardem nad wodospadem Niagara, uwielbiał przechwalać się swoją odwagą. Nikt w sumie nie wiedział, skąd pochodzący z Kornwalii Brytyjczyk, którego obce pochodzenie zdradzał silny akcent, znalazł się na granicy kanadyjsko-amerykańskiej, ale opowieści przynosiły mu popularność.
Miał też czym się chwalić. W zależności od relacji dwa albo trzy razy przepłynął w beczce przez bystrza pod wodospadem. Z pierwszego na świecie mostu wiszącego, jaki rozpostarty był nad rzeką, skoczył ze spadochronem (kiedy dalej był to najnowszy cud techniki). Wreszcie, po tym, gdy pozakładał się z kilkoma osobami, postanowił też w beczce zeskoczyć z samego wodospadu. Zrobił to dokładnie 110 lat temu, pod koniec lipca 1911 r.
Czytaj też: Charytatywne wygłupy w internecie
Mimo tłumu gapiów na brzegu kazał na siebie czekać ponad dwie godziny. Wreszcie, wyraźnie pod wpływem, wtoczył się do „beczki” – w rzeczywistości dwuipółmetrowego, stalowego cylindra przypominającego cygaro – i popłynął w kierunku 53-metrowej kaskady. Nie wszystko poszło zgodnie z planem – Leacha musiał uratować inny „daredevil” William „Red” Hill Sr.