Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Ludzie i style

San Marino–Polska 1:7. Zadanie odrobione, mało powodów do spokoju

Polska wysoko pokonała San Marino w eliminacyjnym meczu do mistrzostw świata w Katarze w 2022 r. Polska wysoko pokonała San Marino w eliminacyjnym meczu do mistrzostw świata w Katarze w 2022 r. Jonathan Moscrop / Forum
Trochę strach myśleć o tym, co może zdarzyć się w środę na Stadionie Narodowym, gdy po przeciwnej stronie boiska staną Anglicy. Ale wtedy można będzie już pełniej ocenić pracę Paulo Sousy.

Polacy wywożą z San Marino zdecydowane zwycięstwo w eliminacjach do mundialu w Katarze. Wynik 7:1 cieszy, gra znacznie mniej.

Paulo Sousa bawi się z nami w kotka i myszkę

Ktoś, kto prawidłowo wytypowałby skład na to spotkanie, mógłby pewnie sporo zarobić. Na boisko w Serravale wybiegło ośmiu ludzi, których nie było w wyjściowej jedenastce trzy dni wcześniej na Narodowym. W tej sytuacji debiut Jakuba Kamińskiego powołanego w ostatniej chwili nikogo nie zdziwił.

Gdyby patrzeć na wyniki poprzedniej kolejki eliminacyjnych gier, Polacy mieli powody do zadowolenia. Wysokie zwycięstwo nad Albanią (4:1) i sromotna porażka Węgrów z Anglikami (0:4) dały drugie miejsce w tabeli reprezentacji naszego kraju. A o to chodzi, patrząc realnie, bo przecież zbyt dużo musiałoby się zdarzyć, żeby Polacy zakończyli eliminacje na pierwszym miejscu i w ten prosty sposób wywalczyli sobie prawo uczestnictwa w katarskim mundialu w 2022 r. Druga pozycja to prawo do starań w barażowych rozgrywkach.

A jednak przed wyjazdem do San Marino atmosfera była średnia, bo w potyczce z Albanią tylko jednego nie zabrakło na pewno – szczęścia. No i był oczywiście Robert Lewandowski, który temu szczęściu pomógł.

San Marino to rywal prawie nigdy niesprawiający problemów przeciwnikom. Także Polakom. Dobrze pamiętamy 10:0 kilkanaście lat temu, ale nie zapomnieliśmy także o wstydliwym 1:0 w 1993 r. Wstydliwym, bo do sukcesu potrzebny był gol wepchnięty ręką do bramki przez Jana Furtoka.

Robert Lewandowski znowu rozkręca imprezę

W niedzielę pierwsza połowa przebiegała mniej więcej zgodnie z przewidywanym scenariuszem. Przede wszystkim padały gole, a w roli głównej występował niezmiennie Robert Lewandowski, który zaczął „rozkręcać imprezę” już w czwartej minucie.

Reklama