Światowa federacja futbolowa poczuła się jednak zobowiązana do reakcji na stanowisko Polski, Czech i Szwecji, czyli drużyn, które mogłyby się spotkać z Rosją w barażowych meczach przed mistrzostwami świata. Najpierw PZPN oświadczył, że nie zagra z przeciwnikiem reprezentującym państwo, które jest agresorem w Ukrainie. Stanowisko poparli pozostali uczestnicy tej rozgrywki.
Rosja, ale nie jako Rosja
Prezydent FIFA i jego koledzy poczuli się zobowiązani do zajęcia stanowiska nawet kosztem zakłócenia weekendu. W niedzielny wieczór ogłosili światu, co wymyślili. Po pierwsze, Rosja zagra, ale nie jako Rosja, tylko Rosyjski Związek Piłkarski, bez hymnu i flagi państwowej. Po drugie, mecze (mecz?) zostaną zorganizowane na terenie neutralnym. To na razie. W przyszłości można będzie rozważyć usunięcie tej reprezentacji z mundialowych rozgrywek.
Szef FIFA Gianni Infantino pewnie uważa się za Salomona. Może więc warto mu uświadomić, że tym komunikatem tylko się ośmieszył. Polacy, Czesi, Szwedzi i najpewniej nie tylko oni nie dadzą się nabrać na listki figowe zaproponowane przez futbolową centralę. Nie rozumie, że w tej sytuacji to, co zaproponował, niczego nie zmienia?
Rosyjski Związek Piłkarski, czyli coś w rodzaju Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego podczas igrzysk, już nie przejdzie. Dzisiaj wiadomo, że to rozwiązanie się nie sprawdziło, bo jest fikcją, a nie dolegliwą sankcją. Tymczasem Infantino sięgnął po ten pomysł jak gdyby nigdy nic.
Czego boi się FIFA?
Podejrzewam, że nawet Rosjanie, których tak boją się urazić piłkarscy szefowie z Zurychu, nie będą zadowoleni. Karmili przecież swoją publikę zapewnieniami, że zostanie im przyznany walkower albo walkowery, i cześć. I co – teraz mieliby występować pod inną flagą?
Jak bardzo uzależnieni od Rosji muszą być czołowi działacze FIFA, skoro w tak oczywistej sytuacji jak ta, której jesteśmy świadkami, kluczą i wydają pół- czy ćwierćdecyzje? Czego się boją? Co mają na sumieniach? Putinowski Order Przyjaźni, który jakiś czas temu zawisł na piersi Infantino, nie jest chyba aż tak zobowiązujący.
W tej sytuacji trzeba robić to, co jest coraz powszechniejsze. Zdecydowane gesty poparcia sportowców dla Ukrainy i potępienia dla rosyjskiej agresji. A tych jest coraz więcej, poczynając od kapitana Roberta Lewandowskiego i jego kolegów z reprezentacji. Oby kolejne krajowe związki piłkarskie uświadomiły federacji, że Rosja sama się wykluczyła z gry. Teraz trzeba to tylko oficjalnie potwierdzić.