Iga Świątek pokonała w nieco ponad godzinę Rosjankę Darię Kasatkinę 6:2 i 6:1 i dzięki temu w sobotę wyjdzie na kort centralny Philippe’a Chartiera, by walczyć o drugi swój tytuł wielkoszlemowy. Jej rywalką będzie Coco Gauff.
Świątek wchodzi do finału bez cienia wątpliwości
Stawką czwartkowego meczu na głównym korcie wielkoszlemowego Roland Garros był nie tylko występ w ostatecznej rozgrywce o tytuł, ale także dopisanie do statystyk kolejnego, już 34. zwycięstwa z rzędu. Więcej w tym stuleciu nie udało się nawet Serenie Williams.
Niekwestionowana liderka kobiecego tenisa twierdzi, że nie przejmuje się zbytnio rekordami, a jednak momentami widać było nerwowość na paryskich kortach. Tak było np. wcześniej w konfrontacji z Chinką Zheng i Danką Kovinić z Czarnogóry. Z tą pierwszą straciła nawet jedynego seta. Ale w czwartek tylko do stanu 2:2 w pierwszym secie można było mieć małe wątpliwości co do końcowego wyniku.
25-letnia Daria Kasatkina, która z wiadomych powodów nie występuje w Paryżu pod swoją flagą, spotykała się wcześniej w tym sezonie z Igą Świątek trzykrotnie. Wszystkie gemy uzbierane przez nią w tych pojedynkach nie wystarczyłyby do jednej pełnej wygranej. Bo ma ich po swojej stronie dziewięć. Jedna druga finału to życiowy sukces Darii, która w ubiegłym roku dotarła do trzeciej rundy. W tym roku jednak wychodziła na kort w Paryżu pięć razy i ani razu nie straciła seta. Do spotkania z Polką.
Dodatkową odsłoną tego półfinału było to, że liderka światowego rankingu występuje zawsze z przypiętą do czapki wstążką w ukraińskich barwach, co jest jasną deklaracją. Twierdziła jednak, że nie ma znaczenia to, że po przeciwnej stronie kortu staje tenisistka z Rosji. Kasatkina wypowiada się zresztą dyplomatycznie na temat wojny w Ukrainie. Jest zawiedziona niedopuszczeniem rosyjskich i białoruskich tenisistów, ale rozumie, że są na tym świecie sprawy znacznie ważniejsze od tenisa.
Świątek kończy asem serwisowym
Spore emocje towarzyszyły temu meczowi tylko przez pierwsze cztery gemy. Później z minuty na minutę zawodniczka trenera Tomasza Wiktorowskiego budowała coraz większą przewagę. Nie denerwowała się po nielicznych błędach. Konsekwentnie pozbawiała złudzeń rywalkę. As serwisowy zakończył ten pojedynek i taki akcent dobrze oddaje to, co działo się na boisku przez niewiele dłużej niż godzinę.
Teraz spotkanie z 18-letnią, ale już doświadczoną Amerykanką Coco Gauff. Ta pierwsza w drugiej rundzie nie dała szans Magdzie Linette. Finał w sobotę.
Dwa lata temu tytuł, rok temu ćwierćfinał, teraz co najmniej finał. Doprawdy piękny bilans i trudno się dziwić Idze, że na każdym kroku podkreśla, że kocha ten turniej. Warto jeszcze dodać, że Polka, gdy dotrze do końcowego meczu, nie przegrywa.