Słowo „jagodność” pojawiło się – jeśli wierzyć internetowym statystykom – w ciągu 24 godzin po wyborach do Sejmu. Kiedy tylko okazało się, że wrocławskie osiedle Jagodno z frekwencją niemal 83 proc. wykazało się wyjątkową determinacją. Młodzi wyborcy stali tu w kolejce do urny do późnych godzin nocnych, a lokalna pizzeria dowoziła posiłki. Media społecznościowe obiegł mem z prof. Janem Miodkiem – zresztą związanym z Wrocławiem – i komentarzem: „Obywatelską postawę najlepiej opisuje słowo jagodność”. Konrad Maj, psycholog społeczny z SWPS, komentował to słowo w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”: „Było wzruszające poczucie wspólnoty i jedności. »Jagodność« kojarzy się z dobrymi emocjami, ze wzruszeniem, z godnością”. A zatem jedność i godność w jednym. I neologizm jako wyraz emocji, raczej po stronie opozycji, bo ta zdecydowanie wygrała we Wrocławiu.
„Jagodności” jeszcze w języku nie mieliśmy, ale „jagodny” – owszem, był. To dawny przymiotnik od „jagoda”. W przykładzie przytaczanym w słowniku pod red. Witolda Doroszewskiego: „Tameśmy się przez jagodne krzewy przedzierali”. A jagodowe innowacje językowe w ostatnich dekadach nie kojarzyły się tak wzniośle. „Jagodzianką” określano sex workerkę terenów leśnych, a „jagodzianką na kościach” – denaturat. Frekwencja i wzajemna pomoc w chwilach próby bardzo cieszy, ale zanim wyraz na stałe trafi do słownika, warto przypomnieć, że korzystanie z nazw własnych to proceder, który potrafi się mścić. W Polsce mamy bowiem niejedno Jagodno. To w gminie Elbląg wprawdzie wybrało z niewielką przewagą KO, ale już to w gminie Ludwin w Lubelskiem głosowało w 50 proc. na PiS (przy 70-procentowej frekwencji).