Są zasady, wie pani? I muszę je egzekwować. Tym się właśnie zajmuję.
– Nie wiedziałam, że mafia posiada podręcznik pracownika. Czy jest tam rozdział pt. „Jak być chłopcem z ferajny”?
Tak w jednym z odcinków „Rodziny Soprano” rozmawiali ze sobą sfrustrowany „ciężarem swoich obowiązków”, słynny telewizyjny gangster oraz jego psychiatra, dr Jennifer Melfi. Oczywiście fantazja scenarzystów najczęściej zakrzywia obraz tego, co naprawdę dzieje się w gabinecie. Nie zmienia to jednak faktu, że terapia Tony’ego Soprano jest jednym z najbardziej znanych popkulturowych obrazów tego procesu. Momentami odmalowanym dość realistycznie.
Nieprzypadkowo temat „depresji gangstera” bywa na różne sposoby eksploatowany przez kino. W figurze wrażliwego, zmagającego się z problemami, bezwzględnego bandziora skrywa się przecież komizm. A już Freud, pisząc o humorze, podkreślał, że dostarcza on rozładowania i rozprężenia, słowem – ulgi, tam, gdzie nadmiar bodźców i impulsów nie znajduje ujścia. To naturalny mechanizm obronny – kiedy sprawy robią się zbyt poważne albo zbyt trudne.
Ponieważ psychoterapia kojarzy się raczej z ciężką pracą – wszak jednym z podstawowych elementów wyposażenia gabinetu są chusteczki na otarcie łez – często nie doceniamy znaczenia i roli humoru w relacji terapeutycznej. Zresztą nie tylko w relacji terapeutycznej, ale i w życiu poczucie humoru ma magiczną moc poskramiania tego, co nazbyt wielkie, przesadnie głębokie, patetyczne albo przerażające.
À propos przerażenia, oto przykład z praktyki jednego z klinicystów. Pacjentka, którą cechowała tendencja do stanów paranoidalnych, zaczęła zgłaszać obawy przed zamachami bombowymi w metrze. Terapeuta uważał, że jej lęki są w rzeczywistości motywowane zbliżającym się ślubem, ale w mieście faktycznie działał wówczas zamachowiec.