Ludzie i style

Mapy i kalendarze, czyli jak i po co Google podlizuje się Trumpowi

Google podlizuje się Donaldowi Trumpowi. Google podlizuje się Donaldowi Trumpowi. Patryk Sroczyński / Polityka
Dużo łatwiej przeprowadza się kampanię nienawiści, niż wprowadza pozytywne zmiany. Do wielu wyborców Trumpa dopiero teraz dociera, że głosując za krzywdą innych, zagłosowali na własną niekorzyść.

Po złożeniu hołdu lennego nowemu amerykańskiemu władcy technologiczne korporacje zaczęły prześcigać się w wypełnianiu woli pana. Gdy prezydent Donald Trump wydał dekret zmieniający nazwę „Gulf of Mexico” na „Gulf of America”, zmiany pojawiły się w aplikacjach Google Maps i Maps firmy Apple. Polski użytkownik zobaczy jednak coś innego – w wersji Apple to wciąż „Zatoka Meksykańska”, ale Google postanowił być nadgorliwy – na mapie widnieje napis „Zatoka Meksykańska (Zatoka Amerykańska)”. Wola Trumpa została wyeksportowana.

Google: słowa i czyny

Tymczasem zauważono, że z aplikacji Google Calendar zniknęły wydarzenia kulturowe, takie jak Pride Month (Miesiąc Dumy), Black History Month (Miesiąc Czarnej Historii), Holocaust Remembrance Day (Dzień Pamięci o Holokauście), Jewish Heritage (Dziedzictwo Żydowskie), Hispanic Heritage (Dziedzictwo Latynoskie), Indigenous People Month (Miesiąc Ludności Rdzennej) i Women’s History Month (Miesiąc Historii Kobiet). Korporacja tłumaczyła, że to kwestia automatyzacji – wcześniej te wydarzenia trzeba było wprowadzać ręcznie, a teraz święta pobierane są z serwisu timeanddate.com. W korespondencji z „Guardianem” Google dodało, że nadal ma zamiar promować kulturowe momenty w Google Doodle (specjalnych wersjach logotypów wyszukiwarki) czy oferując wyspecjalizowane playlisty w serwisie YouTube Music.

Czy te tłumaczenia trafią do użytkowników uważających, że czystki w kalendarzu to element podlizywania się Trumpowi?

Reklama