Konklawe jest klawe
Konklawe jest klawe, czyli internet też wybiera papieża. Po swojemu
Pierwsze konklawe epoki social mediów i memów nie mogło się obyć bez dymu w sieci. Za patrona naszej ery trzeba chyba uznać wygenerowanego przez AI Donalda Trumpa w papieskich szatach. Ale za fenomen konklawe odpowiada w dużej mierze filmowe „Konklawe” z ubiegłego roku. Jak czytam w komentarzach na X: każdy, kto seans ma za sobą, dziś ma pełne prawo czuć się ekspertem w tej dziedzinie. A nawet – to już ironiczne dopiski – kardynałem z prawem głosu. Jeden z internautów zauważa, że konklawe dla katolików jest dziś jak Super Bowl dla zwykłych śmiertelników. Z tą różnicą, że nie wiemy, kto w jakiej gra drużynie, a samych rozgrywek nie możemy nawet z bliska oglądać. Ktoś inny porównuje obrady kardynałów do serialu „Gossip Girl” albo „Wrednych dziewczyn”, komedii z 2004 r., w której mało sympatyczne licealistki rywalizują o popularność. „To samo, tyle że z księżmi”, wyrokuje sieć.
Konklawe jest też przedstawiane jako osobliwe religijne reality show z własnymi „zasadami gry”, podobną dramaturgią, faworytami i drogimi szatami. Jak pisał „New York Times” w tekście o fali memów po premierze „Konklawe”: kardynałowie, tak jak uczestnicy reality show, nie zbierają się po to, „żeby się zaprzyjaźnić”, tylko walczą o głosy. Każdy ma swoje sekrety i coś za uszami. A widz takie historie kocha. „Może to bluźnierstwo, ale jakże zabawne”, puentował „NYT”.
Wszystko to z przymrużeniem oka, co nie zmienia faktu, że w dziejach Kościoła jeszcze nigdy tylu katolików i niekatolików nie orientowało się, czym konklawe jest i kim są papabile. Nawet w polskich mediach pojawiały się nagłówki jakby wyjęte z social mediów – „Kardynalski TOP” prezentowała m.