Z lotu ptaka, a raczej przez okno helikoptera Maverick, najpierw dojrzymy piramidę, a zaraz obok sfinksa. Po chwili ukazują się Empire State Building, Statua Wolności i Disneyland. Dalej, gdyby wysilić wzrok, dojrzymy wieżę Eiffla. Repliki słynnych budowli to znak rozpoznawczy Las Vegas Strip, czyli części Las Vegas Boulevard, najbardziej rozpoznawalnej ulicy tej metropolii. Miasto widać jak na dłoni, a wokół tylko pustynia i góry. Bo Las Vegas, które powstało 15 maja 1905 r. w stanie Nevada, znajduje się dosłownie pośrodku niczego.
Na początku była jednak woda, a raczej naturalne źródła. I to pod ziemią na pustyni Mojave. Kiedy Rafael Rivera, członek ekspedycji kupieckiej podążającej Starym Hiszpańskim Szlakiem z Nowego Meksyku do Los Angeles, zobaczył oazę z bujną zielenią wokół źródła, nazwał to miejsce Las Vegas, to znaczy „zielone łąki” lub „żyzna równina”. Nie przypuszczał, że kilkadziesiąt lat później powstanie tutaj miasto. W 1905 r. kolej wykupiła działki, by ustawić przystanek łączący stan Utah z Kalifornią. Sześć lat później Las Vegas nabyło prawa miejskie.
W ciągu zaledwie jednego stulecia miasto przekształciło się ze stacji kolejowej na odludziu w światowej sławy metropolię hazardu i rozrywki. Trudno tu od tego uciec, bo w każdym wielkim hotelu – żeby nie powiedzieć: na każdym rogu – jest kasyno. To kilkanaście, czasami kilkadziesiąt sal bez podziału. Labirynt z automatami do gry, stołami do pokera i ruletką. Kasyna przyciągają graczy z całego świata. Czasem wystarczy wrzucić dolara do automatu, żeby w dwie minuty wygrać kilkadziesiąt. Co ciekawe, wielkie hotele są tak skonstruowane, że prosto z jaskiń hazardu jednym z kilku wyjść można od razu dostać się na Las Vegas Strip, czyli do epicentrum rozrywki.