Mania ożywiania
„Ożywicie mi to zdjęcie?”. AI na życzenie wskrzesi nawet zmarłych. Czy to groźne?
„Kochani, ożywcie moich dziadków, proszę”. „Jesteście niesamowici! Podrzucam swoje zdjęcie, pobawcie się”. „Zrobicie mnie w wersji profesjonalnej?”. Prośby tego rodzaju rozlały się po social mediach, a amatorzy wyposażeni w narzędzia AI ochoczo je spełniają. Przerabiają fotografie, animują je i przenoszą w wymarzone scenerie. A czasem dosłownie wskrzeszają zmarłych. Dawni bliscy z nieruchomych fotografii w sieci nagle tańczą, uśmiechają się, mrugają (ludzie) i merdają (zwierzęta) jak żywi. To nowy poziom oversharingu, czyli nadmiernego dzielenia się z internetem osobistymi treściami.
W jakiejś mierze to zabawa. Zwłaszcza dla autorów przeróbek korzystających zwykle z łatwo dostępnych, nieskomplikowanych narzędzi. Każdy może animować zdjęcia sam we własnym zaciszu, wystarczy odrobina wprawy w układaniu promptów dla AI. Ale wtedy znika frajda obcowania z publicznością. Tłum w sieci przyklaskuje, wzrusza się pospołu, a „przerabiacze” wzajemnie się mobilizują i prześcigają w pomysłach. Dla części osób to też nowa forma przeżywania żałoby.
TikTok ma do tego gotowy produkt: AI Alive. Tu się ta mania ożywiania najpewniej zaczęła, głównie dla hecy – sam TikTok twierdził, że pobudza tylko kreatywność i nie ma niecnych zamiarów. Konkurenci oczywiście nie śpią. Google Gemini przedstawił latem własnego asystenta i też namawia, by „tchnąć życie w statyczne obrazy”.
Dziesięć lat temu ludzkość pchała do social mediów niespełna 2 mld zdjęć dziennie. Dziś to już według różnych szacunków ok. 14 mld, a tendencja jest ciągle wzrostowa. Już tak nie chronimy swojej prywatności, bo to walka z wiatrakami. Już tak nie martwi AI SLOP, czyli treści, które – z całym szacunkiem dla ożywianych bliskich i pupili – zalewają sieć, choć nie mają większej wartości.