Powakacyjny sezon polityczny można uznać za otwarty. PiS zrobił w Warszawie dwuipółgodzinną konwencję wyborczą, która miała rozpocząć zwycięski marsz po władzę w samorządach. Pierwszy przemówił Jarosław Kaczyński, ale o dziwo to nie on był głównym mówcą, a jego wystąpienie trwało zaledwie ok. 20 minut. Szef PiS starał się rozbroić strach przed jego partią; obiecał, że nie idzie ona do wyborów, aby się „srożyć i rozliczać”, mówił też o zaletach członkostwa w Unii Europejskiej. Podkreślił, że władze samorządowe powinny współpracować z rządem – tę myśl rozwinął później Mateusz Morawiecki – i zaznaczył, jak ważna jest jedność prawicy.
Porozumienie na prawicy
Po przemówieniu Kaczyński wraz z Jarosławem Gowinem i Zbigniewem Ziobrą podpisał porozumienie o wspólnym starcie w wyborach samorządowych; wydarzenie raczej teatralne, bo sojusz był przesądzony od dawna, a listy wyborcze są niemal gotowe. Ale lud pisowski mógł zobaczyć, że Ziobro i Gowin pozostają we wspólnym obozie, a i ministrowie koalicyjni mogli się choć na chwilę pokazać na scenie.
Istotą konwencji było jednak oswojenie elektoratu z faktem, że teraz to Morawiecki jest twarzą PiS. Dla premiera to debiut w tej roli. Trochę trudno w to uwierzyć – od prawie czterech lat jest w rządzie, prawie rok nim kieruje – ale doświadczenie kampanijne ma nikłe. Ale, uwaga, postępy w tej dziedzinie zrobił duże. Od jego pierwszego dużego przemówienia w Przysusze w lipcu 2017 r. Morawiecki rozwinął się retorycznie, a przede wszystkim znacznie lepiej przyjmuje go sala. Wciąż przytrafiają mu się wpadki – w środku upalnego dnia porównał PiS do kuli śnieżnej – ale postęp jest ewidentny.
PiS wciąż będzie spełniać obietnice
Tyle forma, a treść? Morawiecki pochwalił się, że spełnił obietnice, które złożył w kwietniu na poprzedniej konwencji PiS (m.in. wyprawka szkolna), i przedstawił pięć kolejnych. Program „Ciepły dom” ma doprowadzić do obniżki opłat za energię, niższe mają być też opłaty za wywóz śmieci dla tych, którzy segregują odpady. Druga obietnica dotyczy budowy domów seniora, placów zabaw i ośrodków sportowych (koszt 500 mln zł). Trzecia sprawa to odgrzanie kotleta jeszcze z czasów Przysuchy, czyli „100 megabitów na stulecie niepodległości” (podłączenie 20 tys. szkół i wszystkich gmin do szerokopasmowego internetu za 4 mld zł). Morawiecki zapowiedział też 300 mln wsparcia dla gminnych budżetów partycypacyjnych oraz pomoc w rozwoju infrastruktury komunikacyjnej (od chodników po dworce kolejowe i linie autobusowe).
Na tym ogólnym poziomie trudno odmówić tym planom słuszności, choć warto zauważyć, że część z nich jest już realizowana. Wątpliwości budzi jednak m.in. wyzierający z przemówienia Morawieckiego centralizm; samorządy są w jego wizji nie tyle samodzielną władzą lokalną, ile swego rodzaju łącznikiem między rządem a obywatelami. Premier apelował do wyborców, by zagłosowali na „gospodarzy, którzy nie obrażają się na władzę centralną, tylko potrafią współpracować”; zabrzmiało to jak sugestia, że strumień pieniędzy popłynie przede wszystkim tam, gdzie władzę wezmą kandydaci PiS.
Między prezesem a premierem przemawiali kandydaci na prezydentów: Warszawy, Gdańska, Krakowa i Wrocławia oraz prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny, którego niespodziewane zwycięstwo w 2014 r. miało być natchnieniem w wyborach tegorocznych. Sztabowcy PiS zastosowali ciekawą strategię – kandydatów przedstawiali członkowie ich rodzin. Patryka Jakiego i Kacpra Płażyńskiego zachwalały ich żony, a Małgorzatę Wassermann – siostra.
Morawiecki wyruszył z konwencji do Łowicza
Pachniało telenowelą, ale to popularny gatunek, więc pewnie w kampanii pomoże. Prosto z konwencji Morawiecki wyruszył autokarem na spotkanie kampanijne w Łowiczu. Żegnały go okrzyki „zwyciężymy”, ale to akurat – mimo triumfalistycznego tonu konwencji – będzie trudne. Nic nie wskazuje na to, by PiS mógł odnieść większe sukcesy w wyborach prezydenckich w największych miastach, a większość sejmików pozostanie zapewne w rękach PO i atakowanego szczególnie zaciekle przez Morawieckiego PSL.
Ten weekend należał medialnie do PiS, ale w następnym swoją ofertę pokaże Koalicja Obywatelska, PSL i SLD. Kampania zaczęła się na dobre.
PS Mateusz Morawiecki pięknie mówił o tym, że będzie próbował „sklejać Polskę” i zasypywać podziały. Podpowiem, że mógłby zacząć od własnego podwórka. Dziennikarka „Newsweeka” Marta Szymczyk nie dostała akredytacji na konwencję z powodu braku miejsc; gdy podała się za reporterkę Radia Maryja, miejsce nagle się znalazło. Co więcej, wybrani dziennikarze dostali mail z informacją o miejscu konwencji i akredytacjach, inni – z POLITYKI czy „Gazety Wyborczej” – zostali pominięci. Ostatnią partią, która tak selekcjonowała dziennikarzy, była LPR Romana Giertycha. Nie wiem, czy to są wzorce, do których chciałby nawiązywać Morawiecki.