Nauka

Andrzej Zybertowicz nie zostanie profesorem?

Prof. Andrzej Zybertowicz Prof. Andrzej Zybertowicz Adam Chełstowski / Forum
Andrzej Zybertowicz jest postacią kontrowersyjną i ekscentryczną. To fakt. Ale nie można nikomu odmawiać profesury, która jest wszak tytułem naukowym, nadawanym (bądź nie) ze względu na prace naukowe kandydata, nie zaś wypowiedzi publicystyczne.

Dr hab., prof. nadzwyczajny Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu Andrzej Zybertowicz prawdopodobnie nie uzyska tytułu profesora w zakresie nauk społecznych. W przewodzie o nadanie tytułu, wszczętym na UMK, powołano pięciu recenzentów. Nie wszystkie recenzje były dobre, a dwie były wręcz nieco ironiczne (zwłaszcza ta sporządzona przez prof. Marcina Króla).

Jeszcze jedna szansa dla Zybertowicza?

Mimo to każdą z recenzji kończy pozytywny wniosek. Sekcja Nauk Humanistycznych i Społecznych Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów (zwyczajowo określanej skrótem CK) zgodnie z procedurą powołała tzw. superrecenzenta, którego rolą w każdym przewodzie profesorskim jest zarówno ocena dorobku kandydata, jak i dotychczasowego przebiegu samego przewodu o nadanie tytułu profesora, w tym również jakości sporządzonych recenzji.

Superrecenzentem była w tym przypadku prof. Mirosława Marody z UW, pani profesor o uznanym autorytecie. Jej opinia była negatywna – zarówno w odniesieniu do dorobku prof. Zybertowicza, jak i w odniesieniu do niektórych recenzji, które uznała za zbyt słabo uzasadnione i udokumentowane.

Gdy opinia superrecenzenta jest negatywna, CK powołuje jeszcze jednego. W przewodzie prof. Zybertowicza został nim prof. Krzysztof Gorlach z UJ. Jego opinia również okazała się niekorzystna. W związku z tym po długiej dyskusji sekcja na posiedzeniu 9 maja znaczną większością głosów (26:11) podjęła uchwałę odmawiającą poparcia wniosku o nadanie Zybertowiczowi tytułu profesorskiego.

To jednak nie zamyka sprawy, bo może się okazać, że z powodu jakichś ewentualnych uchybień formalnych Prezydium CK postanowi powołać jeszcze jednego recenzenta i sprawa będzie nadal procedowana. Jest to scenariusz dość mało prawdopodobny, gdyż organ administracyjny, jakim jest CK, musi działać w oparciu o kodeks postępowania administracyjnego, który nie pozwala na dowolne przedłużanie procedury i zmienianie decyzji, jeśli ta została podjęta prawidłowo. Nie ma więc takiej możliwości, że większość członków Prezydium CK, kierując się jakimś intuicyjnym poczuciem słuszności, po prostu postanowi „dać jeszcze jedną szansę” Zybertowiczowi. Tak to nie działa. A jak w końcu będzie, przekonamy się 27 maja, kiedy to zbiera się Prezydium CK.

Czytaj także: Hartman a wolność uniwersytetu

Zybertowicza opowieści dziwnej treści

Jak to jest, że pięciu recenzentów było „za”, a potem dwóch kolejnych „przeciw”? Osobie postronnej może się wydawać, że ktoś tu coś zawalił. Może faktycznie Zybertowicz jest nie dość dobry, żeby zostać profesorem, a recenzenci nie mieli odwagi, by to wprost napisać? A może to CK nie potrafiła zachować bezstronności i skrzywdziła kontrowersyjnego kandydata?

Mamy prawo mieć wątpliwości idące w obu tych kierunkach. Andrzej Zybertowicz nieraz mówił rzeczy ekscentryczne, np. o „szarej sieci” oplatającej Polskę i Maszynie Bezpieczeństwa Narracyjnego, czyli machinie propagandowej, którą powinno stworzyć państwo. Ale z powodu „opowieści dziwnych treści” nie można nikomu odmawiać profesury, która jest wszak tytułem naukowym, nadawanym (bądź nie) ze względu na prace naukowe kandydata, a nie za wypowiedzi publicystyczne.

Zybertowicz jest postacią kontrowersyjną i ekscentryczną. To fakt. Również jednak CK nie jest organem doskonałym i działającym bez zakłóceń. Niestety, w wielu przypadkach członkami tego kolegium stają się osoby mające dobrą pozycję instytucjonalną, umiejętności i chęć, by zabiegać o głosy w wyborach, w których wyłania się to gremium, lecz jednocześnie mierny dorobek naukowy. To samo dotyczy recenzentów – zbyt często zleca się recenzowanie przeciętnym bądź wręcz mało kompetentnym osobom, nierzadko w kółko tym samym.

Koteryjność jest bolączką wielu urzędów i ciał kolegialnych – w przypadku CK jest podobnie. Niemniej gdy jakaś sprawa budzi szczególne zainteresowanie środowiska naukowego lub opinii publicznej, procedura staje się solidniejsza. Z pewnością sprawa Zybertowicza nie toczy się, jak wiele innych, w trybie pospiesznej rutyny. Mam zaufanie do CK, że przynajmniej w sprawach wysokiej rangi podejmuje roztropne i sprawiedliwe decyzje.

Andrzej Zybertowicz dla „Polityki”: Demokracja według PiS

Polscy uczeni mają kłopoty

I tym bardziej jest mi przykro. Profesora Andrzeja Zybertowicza znam bowiem osobiście i cenię, mimo że całkowicie nie zgadzam się z jego poglądami, zwłaszcza politycznymi. Nie jestem w pełni bezstronny w ocenie jego sprawy. Co więcej, sam miałem nieraz podobne kłopoty, przez co poczuwam się do niejakiej solidarności z kolegą. Nie odmówiono mi wprawdzie tytułu profesora, lecz gdy w 2008 r. wręczał mi go Lech Kaczyński, wyraźnie dawał do zrozumienia – publicznie i wobec mnie osobiście – że czyni to niechętnie. Krytykowałem go bowiem w gazetach dość namiętnie.

Ostatnio zaś, gdy starałem się o profesurę na Uniwersytecie Warszawskim, mimo bardzo dobrych recenzji senat tej uczelni odrzucił pozytywny wniosek komisji konkursowej, powołując się na niezbyt wyszukane preteksty. W 1995 r., gdy robiłem doktorat, też były kłopoty, z których zresztą wybawiał mnie jeden z moich ówczesnych recenzentów ks. Józef Tischner. Wiem, jak smakują takie kłopoty i porażki, i wiem, jak chimeryczne potrafią być organy kolegialne, takie jak rady wydziału, senaty czy też sekcje CK. Czasem wystarczy jeden kamyk, to znaczy czyjaś wątpliwość albo tylko pytanie, i rusza lawina dyskusji, której efekty są nieprzewidywalne. W nauce jest całe mnóstwo szczęśliwych posiadaczy kompletnie niezasłużonych habilitacji i profesur, które otrzymali bez trudu, oraz niemało wybitnych uczonych, którzy mieli kłopoty na tym czy innym etapie kariery.

Czytaj także: Faszyzm wraca na uniwersytety

Uczelnie bezstronne czy stronnicze?

Nie mam żadnych podstaw do oceniania dorobku prof. Zybertowicza, a tym samym nie mogę merytorycznie ustosunkować się do decyzji (nieostatecznej) CK. Mogę tylko stwierdzić, że jest on człowiekiem bardzo inteligentnym i wykształconym, czego z kolei nie mogę powiedzieć o wielu innych utytułowanych profesorach. Z całą pewnością ludzie znacznie słabsi od Zybertowicza w przeszłości tytuły profesorskie otrzymywali. Nie jest to argument rozstrzygający na rzecz przyznania profesury Zybertowiczowi, lecz przynajmniej jakiś argument pomocniczy.

Sprawa Zybertowicza porusza opinię publiczną dlatego, że jest związany ze środowiskiem władzy, a zwłaszcza z prezydentem Andrzejem Dudą. Jako „człowiek władzy” jest więc narażony na dyskryminację ze strony opozycji, tak jak „ludzie opozycji” narażeni są na dyskryminujące i opresyjne traktowanie ze strony władzy, jeśli jest ona w jakiejś przynajmniej mierze autorytarna.

Można by więc przypuszczać, że niepowodzenie Zybertowicza wynikło z niechęci recenzentów i większości członków CK, którzy przecież mogą być antyrządowi. Znam tę sprawę na tyle dobrze, iż mogę stanowczo temu zaprzeczyć. Tak nie było – względy ideologiczne mogły tu oddziaływać tylko marginalnie, i to w dwie strony, czyli zarówno na niekorzyść, jak i na korzyść kandydata.

Osoby publiczne i stopnie naukowe – zawsze dylemat

Co do recenzentów zaś, to jak się zdaje, niektórzy z nich wahali się, czy sformułować pozytywne konkluzje. Skoro w końcu ci najbardziej krytyczni, tj. prof. Marek Król i prof. Szymon Wróbel, zdecydowali się rekomendować kandydaturę Zybertowicza, to zapewne z obawy, że w przypadku negatywnej recenzji postawiono by im zarzut politycznej stronniczości. Nie można wykluczyć, że ten czy ów członek CK w głosowaniu kierował się osobistą bądź polityczną antypatią (lub sympatią) do kandydata. Nie da się tego sprawdzić.

Tak czy inaczej profesura Andrzeja Zybertowicza jest jednym z wielu przypadków „słabego wniosku”, oscylując gdzieś na granicy pomiędzy „przejdzie” i „nie przejdzie”. Jak się wydaje, w końcu jednak „nie przejdzie”. Osobiście żałuję, lecz jednocześnie przestrzegam przed wysuwaniem łatwych oskarżeń o polityczne motywacje członków CK, które miałyby przesądzić o niepowodzeniu wniosku. Nie tylko dlatego, że takie uprzedzenia działają w dwie strony, lecz głównie dlatego, że z całą pewnością dorobek Zybertowicza nie był bezspornie mocny, a raczej „na granicy”, i – także z całą pewnością – członkowie CK w zdecydowanej większości poczytują sobie za sprawę honoru, aby względy pozamerytoryczne nie wywierały wpływu na ich decyzje.

Co do tego ostatniego muszę poprzestać na zapewnieniu. Jakże bowiem można to wykazać? Nie można. Osoby publiczne ubiegające się o stopnie naukowe i tytuł profesora zawsze mogą mieć z powodu swej działalności kłopoty (lub wręcz przeciwnie – może być im łatwiej), a uczestnicy takich procedur awansowych, na czele z recenzentami, zawsze są narażeni na oskarżenia o stronniczość, oskarżenia, które bardzo trudno odeprzeć.

Czytaj także: Zybertowicz w szarej sieci recenzji

Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną