Politycy są wściekli na globalne koncerny cyfrowe. Niepokój budzi ich rosnący wpływ nie tylko na życie ludzi, lecz także na sposób funkcjonowania państw. Chcą więc pozbawić je władzy. Jak to zrobić? Artykuł publikujemy w ramach debaty po tekście Katarzyny Szymielewicz z Fundacji Panopytkon „Przyszłość cyfrowych gigantów”.
„Jeśli nie płacisz za produkt, sam jesteś sprzedawanym produktem” – temu cytatowi, często używanemu do krytyki naszej relacji z platformami internetowymi, trudno przypisać autora. Podobno po raz pierwszy został użyty w 1973 r. do opisu relacji siedzącego na kanapie człowieka z telewizją. Wielkie stacje Ameryki były wówczas szeroko punktowane za poszukiwanie sensacji i prymitywizację debaty publicznej – skutki uboczne dążenia do zwiększenia oglądalności przeliczanej na przychód z reklam.
Czytaj też: Jak pół wieku temu narodził się internet
Smartwica kontra cyfrowy detoks
Dziś tym już oklepanym cytatem opisuje się naszą relację z Google, Facebookiem, YouTube, Snapchatem czy TikTokiem. My, użytkownicy, nie płacimy za korzystanie z platform internetowych. Uwaga jest sprzedawana prawdziwym klientom, czyli reklamodawcom. Naturalnym kolejnym krokiem strategii biznesowej jest więc chęć zatrzymania człowieka jak najdłużej przed monitorem i jak najczęstszego doprowadzenia go do użycia smartfona, aby się zalogował. Staliśmy się cennym łupem na polu bitwy: każdy serwis walczy o jak najdłuższą część naszego dnia, jak największy wycinek uwagi.