Pożary w Australii nie są rekordowe. Jeszcze
Tegoroczne pożary buszu w Australii nie pochłonęły najwięcej ofiar w historii (najgorzej było w 2009 r., gdy zginęło 179 osób; więcej ofiar niż w tym sezonie ogień przyniósł także w latach 1926, 1938, 1966, 1967 i 1983). Nie strawiły też największego obszaru w dziejach tego kraju (do tej pory spłonęło 15 mln ha buszu, bywały lata, gdy płonęło 17, 30 i 45 mln ha).
Ale nie jest to koniec australijskiego lata. Pożary gaszą dopiero deszcze, które nadchodzą w styczniu i lutym. Dotychczasowe opady są bardzo mizerne, a prognozy nie napawają optymizmem.
Zwierzęta giną, ale i głodują
Czy w pożarach zginęła rekordowa liczba zwierząt (niektóre źródła mówią o połowie miliarda, inne – o miliardzie)? Prof. Chris Dickman, ekspert w dziedzinie bioróżnorodności z University of Sydney, autor raportu, z którego zaczerpnięto liczby, wydał oświadczenie. Tłumaczy, że chodzi o liczbę zwierząt dotkniętych skutkami pożarów, a nie śmiertelne ofiary, ale podaje też zaktualizowane dane: w samej Nowej Południowej Walii według jego szacunków zginęło od września 800 mln zwierząt, ucierpiało –ponad miliard. Zwierzęta giną (choć pożary lasów rozprzestrzeniają się znacznie wolniej niż pożary traw, więc część z nich ma szansę uciec). To, co zagraża im najbardziej, to głód na pogorzeliskach. W tym sensie mamy do czynienia z ekologiczną klęską.
Wyjątkowe (i groźne) w tegorocznych pożarach jest właśnie to, że objęły zalesioną i gęściej zaludnioną Nową Południową Walię, którą z racji chłodniejszego i wilgotniejszego klimatu pożary dotąd raczej omijały.