Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Nowy, dziwny pomysł na łacinę w szkołach średnich

To nie są dobre czasy dla łaciny. To nie są dobre czasy dla łaciny. Thomas Kelley / Unsplash
MEN skierował do konsultacji społecznych projekt podstawy programowej, w której proponuje, by w pierwszych klasach szkół średnich obok plastyki, muzyki i filozofii był do wyboru „język łaciński i kultura antyczna”. Dobry pomysł?

Od dawna wiemy, że to nie są dobre czasy dla łaciny. Przez wieki jej znajomość stanowiła o przynależności do intelektualnych elit, ostatnio jednak znacznie straciła na przydatności i powabie w oczach decydentów, dlatego stopniowo i konsekwentnie jest rugowana ze szkół. U nas jakby szybciej i bez większych sentymentów. Gdy w latach 90. trafiła na cenzurowane, uznano ją za niepotrzebną skamienielinę edukacyjną, która zabiera cenny czas, który można poświęcić na naukę bardziej przydatnych przedmiotów.

Najpierw przestała być obowiązkowa w klasach humanistycznych, po wprowadzeniu gimnazjów przesunięto ją do trzyletnich liceów, a od 2012 r. stała się jednym z czterech rozszerzonych przedmiotów do wyboru. Oczywiście przegrywała z konkurencją (historią, geografią i WOS), przez co traciła też na znaczeniu na uczelniach wyższych (np. przestała być obowiązkowym lektoratem na medycynie czy prawie).

Czytaj też: MEN powołuje fachowca od pobożnych życzeń

Doszło do tego, że zaledwie 2 proc. uczniów styka się z łaciną, ale tylko garstka z nich (w kilkunastu szkołach o tradycjach klasycznych w Polsce) ma przez całe liceum 240 godzin łaciny, większość uczy się jej zaledwie przez jeden semestr, nie realizując podstawy programowej.

Dziwna lekcja łaciny

W 2017 r. minister Anna Zalewska podpisała nowelizację, która miała zmniejszyć liczbę rozszerzonych przedmiotów do wyboru od 2020 do trzech, co oznaczałoby, że łacina zniknie z liceów. Tymczasem nie dość, że kurs łaciny ma zostać w dotychczasowej formie, jak zapewnia Anna Ostrowska, rzeczniczka Ministerstwa Edukacji Narodowej, to jeszcze pojawiła się propozycja, by dyrektorzy szkół średnich wprowadzili w pierwszej klasie do wyboru obok filozofii, plastyki i muzyki godzinę zajęć z „języka łacińskiego i kultury antycznej”.

Projekt skierowanej do konsultacji publicznych podstawy programowej zastrzega, że celem tych zajęć ma być „wyposażenie uczniów w narzędzia do czytania pod kierunkiem nauczyciela prostych tekstów łacińskich, (...) pokazanie uczniom oddziaływania języka łacińskiego oraz kultury grecko-rzymskiego antyku na języki i kulturę europejską wieków późniejszych”. Świetnie, tylko potem robi się trochę dziwniej. Otóż okazuje się, że nacisk nie będzie położony na „przekazywanie wiedzy deklaratywnej o języku i jego strukturze gramatycznej. Uczniowie mają zdobyć zdolność rozpoznawania i rozumienia wybranych, podstawowych form ekspresji językowej, nie zaś umiejętność odmieniania przez przypadki czy omawiania składni łacińskiej”.

Czytaj też: Nie skończyli gimnazjum i na start mają słabsze wyniki

Zajęcia z antyku czy popantyku?

Z jednej strony nowa propozycja cieszy, bo w dzisiejszym zapatrzonym w przyszłość świecie takie zajęcia mogą być przydatne, tym bardziej że na lekcjach historii o starożytności i tzw. wiekach ciemnych, gdy rodziło się chrześcijaństwo i utrwalała łacina, mówi się coraz mniej. Szansa, by uczniowie dowiedzieli się czegoś więcej na temat korzeni naszej cywilizacji, stanowiących odnośnik i punkt wyjścia do wielu procesów, z którymi mamy do czynienia do dzisiaj, jest pozytywnym prohumanistycznym gestem.

Wszystko oczywiście rozbija się o to, jak takie zajęcia będą prowadzone i przez kogo. Ale mnie zastanawia też to, jak można „uczyć czytania prostych tekstów” bez „odmieniania przez przypadki i omawiania składni łacińskiej”. Każdy, kto kiedykolwiek miał do czynienia z łaciną, wie, że nawet jeśli omawia się sentencje, znajomość przynajmniej podstaw gramatyki jest niezbędna (doskonale widać to chociażby przy lekturze zabawnych i inteligentnych książek Stanisława Tekieli „Burdubasta albo skapcaniały osioł, czyli łacina dla snobów” oraz „Burdubasta Bis”).

Czytaj też: Nie tylko umysły ścisłe są światu potrzebne

Mam też spore wątpliwości, czy zajęcia z łaciny bez łaciny pomogą młodym Polakom zrozumieć „język łaciński jako pewien kod, którym elity europejskie posługiwały się przez stulecia, a którego odczytanie wymaga specyficznych kompetencji”, bo tak się nieszczęśliwie składa, że do tych kompetencji należy właśnie znajomość owej gramatyki, która z założenia ma nie być uczona. Mam wrażenie, że nowe zajęcia z popantyku mają sprawić, że wilk będzie syty (zwolennicy pozostawienia łaciny w szkole) i owca cała (uczniowie się nie przemęczą). Pozostaje pytanie, kto będzie wybierał ten przedmiot, bo konkurencja – muzyka, plastyka, filozofia – jest bardzo silna.

A najbardziej niepokoi mnie to, czy jeśli ten projekt przejdzie, to z czasem nie stanie się argumentem dla decydentów, by pójść krok dalej i zlikwidować pozostałe zajęcia z łaciny.

Czytaj też: Dlaczego klasy humanistyczne mają wzięcie?

Łacina to podstawa. Nadal

Filolodzy klasyczni, od dawna walczący o zachowanie łaciny w szkołach, argumentują, że jest podstawą kodu kulturowego, bez którego młodzi ludzie stracą kontakt z elitami starej Europy. Jednak coraz więcej osób twierdzi, że tak wysublimowana umiejętność nie jest główną potrzebą naszych czasów, a i europejskie elity w coraz mniejszym stopniu do niej się odnoszą.

Być może rzeczywiście w coraz większym stopniu dotyczy to elit politycznych czy biznesowych, ale na pewno nie intelektualnych. Na Zachodzie wykształcenie klasyczne to nadal gwarancja najlepszego wykształcenia i jakościowej humanistyki, która pomaga objaśniać wyzwania współczesnego świata. Wbrew pozorom i u nas ma swoją renomę. Dowodem jest chociażby nasza nagroda naukowa – odkąd dziewięć lat temu wprowadziliśmy kapitułę społeczną, której zadaniem jest wybieranie z wytypowanych przez jury profesorskie 15 kandydatów pięciu wygranych, w kategorii humanistyka mieliśmy już troje filologów klasycznych: prof. Katarzynę Marciniak (2012), dr. Jana Kwapisza (2015) i w zeszłym roku dr Olgę Śmiechowicz.

Póki co młodzi ludzie, którzy chcą się uczyć łaciny, mają jeszcze taką możliwość. Nie są to tłumy, bo w zeszłym roku maturę z tego przedmiotu zdawało zaledwie 141 osób, ale osoby te nie muszą się jej jeszcze uczyć w „podziemiu”. Oby jak najdłużej.

Czytaj też: Bez humanistów nie ma elit

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną