Dylemat wagonika to znany od lat w psychologii i filozofii eksperyment myślowy. Ma on różne warianty, ale nam wystarczy następująca wersja: wyobraź sobie, że nagle znalazłeś się przy zwrotnicy kolejowej, do której nadjeżdża rozpędzony wagon. Jeżeli nic nie zrobisz, wjedzie on (z łatwym do przewidzenia skutkiem) w grupę 10 osób przywiązanych do torów niedaleko za zwrotnicą. Ale możesz ją szybko przestawić, tylko że wtedy wagonik zabije trzy osoby unieruchomione na sąsiednim torze. Co zrobisz?
Dylemat wagonika pasuje do sytuacji, w której się znaleźliśmy w związku z pandemią Covid-19. Decydenci, m.in. w Polsce, zostali przez los obsadzeni w roli zwrotnicowych. Tyle że stoją oni (a właściwie stali, bo zwrotnice już musieli przestawić) przed jeszcze gorszym dylematem. Wiedzą tylko tyle, że wirus SARS-CoV-2, jak ów wagonik z eksperymentu myślowego, pędzi i będzie zabijał. Ale nie wiedzą, ile osób znajduje się na jednym torze, ile na drugim ani gdzie się one dokładnie znajdują. Co więcej, być może takie zwrotnice będą musieli przekładać jeszcze raz.
Czytaj też: Dwie Polki na serio rozpracowują SARS-CoV-2. Czy im się uda?
Ryzykowna Szwecja w obliczu pandemii
Dylemat wagonika to analogia do sytuacji, w której rządy musiały wybrać jedną z dwóch (z grubsza, bo są pewne niuanse) metod walki z koronawirusem: restrykcyjną, polegającą na minimalizacji międzyludzkich kontaktów (dystansowanie społeczne), skutkującą potencjalnymi ofiarami kryzysu gospodarczego i społecznego (problemy edukacji, psychologiczne,