Na świecie potwierdzono już ponad 4,5 mln przypadków zakażenia koronawirusem, zmarło ponad 300 tys. osób. Wprowadzenie reżimu sanitarnego i społecznego dystansowania, a także okresowe stany ogólnonarodowej kwarantanny pozwoliły co prawda przeciąć wiele dróg szerzenia się wirusa, ale go nie powstrzymały. Covid-19 będzie z nami do momentu, gdy zostanie opracowana najskuteczniejsza metoda jej eradykacji – szczepionka. A ściślej mówiąc: szczepionki. Przy globalnym zapotrzebowaniu niezbędna będzie bowiem ogromna liczba dawek, przewyższająca możliwości produkcyjne tylko jednego koncernu. Nie ma jednak wątpliwości, że największy udział w zyskach przypadnie tym, którzy szczepionkę na rynek wprowadzą jako pierwsi.
O ile więc tempo i stopień zaawansowania prac (na różnych etapach rozwoju jest obecnie ponad sto szczepionek) budzą respekt i są pokazem możliwości współczesnej nauki, o tyle walka – w czasach pandemii! – o kontrolę nad dostępem do efektów tej pracy musi budzić raczej obrzydzenie.
Czytaj także: Odporność bez szczepionki?
Połknąć CureVac
Zakulisowe tarcia na tym tle miały miejsce już w marcu. Chętni w Stanach Zjednoczonych otrzymali w zastrzyku pierwszą dawkę szczepionki. Preparat, umieszczony w nanolipidowej otoczce,