Kilka dni temu mieszkańcy Sydney ze zdziwieniem znaleźli na już otwartych plażach tysiące jednorazowych maseczek. Wyrzucił je ocean, wcześniej wypadły (razem z urządzeniami AGD i sprzętem budowlanym) z kontenerów zgubionych w czasie sztormu przez jeden ze statków płynących z Chin do Melbourne.
Takie historie się zdarzają – kontenerowce gubią ładunek, który potrafi wypłynąć nawet po wielu latach. Zanieczyszczenie słynnych plaż Bondi czy Coogee nie ma więc bezpośredniego związku z pandemią. Ale pośrednio już ma i staje się symbolem większego problemu: w trakcie walki z koronawirusem ludzkość raczej bezrefleksyjnie przestała się przejmować jednorazowym plastikiem.
Czytaj też: Koronawirus może podróżować w smogu?
Pandemia dobra dla środowiska?
Jak dotąd, jeśli już ktoś chciał szukać w pandemii plusów, to właśnie w obszarze wpływu ludzkości na środowisko naturalne. Słyszymy o mieszkańcach północnych Indii widzących po raz pierwszy Himalaje z okien, błękitnym niebie nad pokrytymi zwykle smogiem chińskimi miastami, delfinach w śródziemnomorskich portach – gwałtowny spadek zanieczyszczenia powietrza jest bardzo wyraźny i dostrzegalny bez specjalistycznego sprzętu czy pomiarów. Ma też wymierne skutki. Według Centre for Research on Energy and Clean Air zmniejszenie ilości tlenków azotów i pyłu w powietrzu nad Europą zmniejszyło liczbę śmierci spowodowanych tymi substancjami o 11 tys.
Międzynarodowa Agencja Energii szacuje, że emisje gazów cieplarnianych zmaleją w tym roku o 8 proc. do poziomu niemal sprzed dekady. Warto jednak odnotować, że taki spadek – zdawałoby się, gigantyczny – to poziom, który powinniśmy osiągać co roku, aby zapobiec wzrostowi średniej temperatury planety o więcej niż 1,5 st.