Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Nauka

Strajkujący roznoszą wirusa? Nie ma naukowych dowodów

Strajk kobiet w Krakowie, 2 listopada 2020 r. Strajk kobiet w Krakowie, 2 listopada 2020 r. Joanna Mrówka / Forum
Premier i minister zdrowia bardzo wyraźnie obciążyli demonstrantów winą za wzrost liczby zakażeń SARS-CoV-2. Tymczasem opracowania naukowców na temat manifestacji w innych krajach wcale takich związków nie znajdują.

Wszystko na to wskazuje, że młodzi uczestnicy demonstracji przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego zaostrzającemu ustawę antyaborcyjną staną się idealnym kozłem ofiarnym do uzasadniania przez władzę konieczności wprowadzenia ściślejszego lockdownu z powodu fatalnej sytuacji epidemicznej. Tymczasem z naukowego puntu widzenia ryzyko rozprzestrzeniania covid-19 na manifestacjach ulicznych wydaje się znikome.

Polska nie jest jedynym krajem, w którym podczas trwającej pandemii odbywają się masowe protesty na ulicach. Dużo wcześniej w tym roku w kilkuset amerykańskich miastach dochodziło do znacznie liczniejszych demonstracji przeciwko policyjnej przemocy i rasizmowi, a zbuntowani przeciwko wprowadzonym restrykcjom koronasceptycy dość regularnie urządzali przemarsze w metropoliach całej Europy.

Po każdym z tych wydarzeń politycy korzystali z okazji, by uciszyć tłumy argumentem o rozprzestrzenianiu epidemii. Tylko że politycy nie są epidemiologami ani wirusologami, więc to, co im się wydaje (i co dobrze wybrzmiewa przed opinią publiczną), niekoniecznie ma pokrycie w naukowej rzeczywistości. Na podstawie wcześniejszych doświadczeń można już odpowiedzieć na pytanie, czy protesty faktycznie odgrywają kluczową rolę w rozprzestrzenianiu nowych przypadków koronawirusa. Na miejscu premiera Morawieckiego i ministra Niedzielskiego byłbym bardziej ostrożny w ferowaniu wyroków.

Czytaj też:

  • aborcja
  • Adam Niedzielski
  • koronawirus w Polsce
  • Mateusz Morawiecki
  • Strajk Kobiet
  • Reklama