W świetle fantastycznych doniesień o szczepionkach RNA proponowanych przez Pfizera/BioNTech i Modernę preparat opracowany przez Uniwersytet Oksfordzki we współpracy z koncernem AstraZeneca zszedł niejako na drugi plan. A nie powinien, bo to wciąż licząca się propozycja, mająca pewne zalety nad innymi. Technologia RNA wymaga niskich temperatur przechowywania i transportu – w przypadku Pfizera i Moderny to odpowiednio –70 st. C i –20 st. C, z tym że ten drugi można po rozmrożeniu przechowywać do 30 dni w zwykłej lodówce.
Czytaj także: Covid. Nadzieja na przełom?
Szczepionka AstraZeneca ma kilka przewag
Dla porównania oparta na zmodyfikowanym szympansim adenowirusie szczepionka AstraZeneca jest stabilna, może być przechowywana i transportowana w temperaturze 2–8 st. C przynajmniej przez sześć miesięcy. O wiele łatwiej ją też dystrybuować – nie potrzeba do tego specjalnej bazy zamrażarek, da się ją wprowadzić do zwykłych aptek na takich samych zasadach co szczepionkę na grypę.
A to nie koniec zalet – będzie też tańsza. Preparaty Pfizera i Moderny będą kosztować 20–25 dol. za sztukę, AstraZeneca oferuje swój produkt za niespełna 3 dol., bo koncern zapowiedział, że nie chce na niej zarobić, w każdym razie nie w czasach pandemii. Wstępne wyniki sugerują, że działa w różnych grupach wiekowych i może wpływać na redukcję asymptomatycznych zakażeń. To również dobra wiadomość.
Czytaj także: Nie, szczepionki na covid nie modyfikują ludzkiego genomu
Jaka jest skuteczność preparatu AZD1222
A teraz spójrzmy na jej efektywność. Analiza wstępnych wyników badań trzeciej fazy wskazuje, że podanie dwóch rozdzielonych o kilka tygodni dawek szczepionek Moderny i Pfizera charakteryzuje bardzo wysoka, ok. 95-procentowa skuteczność. W obu przypadkach nie odnotowano poważnych skutków ubocznych i nie trzeba było przerywać badań. Na tym tle skuteczność preparatu AZD1222 AstraZeneca wygląda blado – przy podaniu dwóch pełnych dawek w odstępie przynajmniej miesiąca wyniosła... 62 proc. Jak zatem możliwe, że gdzieniegdzie możemy wyczytać o jej skuteczności na poziomie 90 proc.?
Otóż tę drugą wartość odnotowano w grupie, w której uczestnicy badania otrzymali za pierwszym razem tylko połowę dawki. To z jednej strony świetna wiadomość. W końcu oznacza, że szczepionka obsłuży większą liczbę ludzi. Milion osób wymagać będzie tylko 1,5 mln dawek, a nie 2 mln. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby taki reżim szczepienia po prostu zaplanowano w jednym z ramion badania klinicznego trzeciej fazy. A okazuje się, że niektórzy uczestnicy, niemal 2,8 tys. osób, otrzymali połowę dawki przez... pomyłkę. Firma przyznała się do niej bez bicia.
Czytaj też: Co z tym osoczem? Kontrowersje wokół terapii w covid-19
Można by uznać, że to łut szczęścia – podobny przyczynił się do odkrycia penicyliny przez Alexandra Fleminga. Ale w tym przypadku prowadzi on do poważnych utrudnień. Osoby, które przez przypadek otrzymały niższą dawkę przy pierwszym szczepieniu, miały bowiem mniej niż 65 lat. Zaistniała więc potrzeba, by sprawdzić, czy podobną, ok. 90-procentową skuteczność działania uzyska się, podając ją starszym. Wszak ich układ immunologiczny może reagować słabo na wakcynację. Jedynym sposobem, by to zweryfikować, jest uruchomienie kolejnych badań.
AstraZeneca zapowiedziała więc, że przeprowadzi je w skali globalnej. To dobrze, bo tylko w taki sposób może teraz uratować lekko nadszarpniętą reputację. Nie da się ukryć, że tego typu pomyłki budzą u niektórych wątpliwości co do wiarygodności testów i ich transparentności. W mojej opinii firma zachowała się jednak dokładnie tak, jak powinna – błąd wynika najpewniej z pośpiechu. Ale może też wydłużyć czas rejestracji szczepionki i jej dopuszczenia do użycia. A przecież konkurencja nie śpi.
Niepewna rosyjska szczepionka trafi do Europy?
Nie śpią również Rosjanie, którzy jako pierwsi na świecie dopuścili do użytku szczepionkę Sputnik V już 11 sierpnia, mając wstępne wyniki badań, które zresztą budziły wątpliwości części ekspertów, i bez potwierdzenia skuteczności jej działania. Taka droga na skróty nie powinna się zdarzać, rażąco wypacza zasady weryfikacji bezpieczeństwa i efektywności kandydatów na szczepionkę i nie sposób ukryć, że była podyktowana względami politycznymi, a nie merytorycznymi. Choć wprowadzenie Sputnika V na terenie Unii Europejskiej nie jest brane pod uwagę, to niepokój wywołały doniesienia z Węgier o sprowadzeniu tego preparatu w celu przetestowania go w krajowych laboratoriach.
Komisja Europejska ostrzegła Węgry, że zgodnie z przepisami dystrybucja jakiejkolwiek szczepionki w Unii wymaga najpierw zatwierdzenia przez Europejską Agencję Leków. Węgierski minister spraw zagranicznych zapowiedział natomiast, że w grudniu i styczniu będą importowane kolejne dawki tego preparatu. Biorąc pod uwagę nasze naśladownictwo Węgier w innych kwestiach, zwróciłem się do Ministerstwa Zdrowia z zapytaniem, czy podobny scenariusz brany jest pod uwagę w Polsce. Odpowiedzi nie otrzymałem.
Czytaj także: Na tropie covid-19. Psy dokładniejsze od laboratorium?
Rosjanie prężą muskuły
Rosjanie chcą się wprosić również do innych europejskich krajów. Instytut Gamalayeva zaproponował właśnie, by AstraZeneca, planując dodatkowe badania, uwzględniła w nich... Sputnika V. Propozycja padła na Twitterze – chodziłoby o sprawdzenie, czy zaszczepienie kombinacją AZD1222, opartego na zmodyfikowanym szympansim adenowirusie, i rosyjskiego preparatu, który wykorzystuje rekombinowanego ludzkiego adenowirusa, wzmocniłoby odpowiedź immunologiczną i poprawiło skuteczność brytyjskiej propozycji. Jak to sobie Rosjanie dokładnie wyobrażają, nie wiadomo.
Zresztą cała sprawa pachnie marketingową prowokacją: skoro jesteście tacy słabi, bo wasza szczepionka ma tylko 62 proc. skuteczności, gdy podano ją zgodnie z planem, to my wam pomożemy. A według informacji prasowej Sputnik V ma skuteczność na poziomie 92 proc. – wśród 16 tys. uczestników badania trzeciej fazy, którzy otrzymali szczepionkę lub placebo, stwierdzono zaledwie 20 przypadków zachorowania na covid.
Wynik jest kwestionowany przez ekspertów, wskazujących, że analizy skuteczności Pfizera przeprowadzono na znacznie większej próbie. Nie mówiąc już o tym, że wyniki nie zostały opublikowane chociaż w formie wstępnego raportu. Trudno też odeprzeć myśl, że informacja o Sputniku V była ambicjonalną odpowiedzią na raportowaną wcześniej skuteczność szczepionek Pfizera, Moderny i AstraZeneca.
Mimo potknięć AstraZeneca wciąż w czołówce
Owszem, nieplanowane perturbacje w trakcie badań klinicznych trzeciej fazy preparatu AZD1222 sprawiły, że AstraZeneca nie jest liderem wyścigu. Ale choć ma on bezprecedensowe tempo, to nie jest to bieg na setkę. To raczej taki szarpany maraton: niektórzy dostają zadyszki, by potem zaliczać fantastyczne zrywy. Należy do nich właśnie brytyjski koncern. Najpierw badania trzeciej fazy trzeba było przerwać z powodu wystąpienia poważniejszych objawów u niektórych uczestników. Akurat takie postępowanie jest standardowe, polega na wyjaśnieniu potencjalnego związku przyczynowo-skutkowego, świadczy też o tym, że testy prowadzone i kontrolowane są prawidłowo. Wzbudziło jednak tymczasowy niepokój, który natychmiast odzwierciedlił się w notowaniach giełdowych firmy.
Teraz przez błąd z dawkowaniem koncern z jednej strony coś zyskał, a z drugiej coś stracił. Jeżeli jednak nie wmontuje się w jakiś dziwaczny układ z rosyjską szczepionką, to jest szansa, że dobiegnie do mety z dobrym wynikiem. Prawdopodobnie już nie jako pierwszy. Ale to nie wyścig, w którym zwycięzca zgarnia wszystko. Zapotrzebowanie na szczepionkę jest bowiem ogromne na świecie – nagroda trafi do wszystkich wytrwałych.
Czytaj też: Polacy nie zamierzają się szczepić przeciw covid-19