Nauka

Wisła się zatkała. Czy Płock znów czeka powódź?

Zagrożenie powodzią w Płocku Zagrożenie powodzią w Płocku Piotr Hejke / Agencja Gazeta
Od kilku dni uwagę mieszkańców Płocka, władz lokalnych i służb przykuwa trudna sytuacja na Wiśle. W okolicy Duninowa utworzył się potężny zator lodowy. Rozpoczęto nawet ewakuację mieszkańców jednej z nisko położonych ulic miasta.

To, co obecnie dzieje się pod Płockiem, jest wstępem do powstania tzw. powodzi zatorowej, która bierze się z ograniczenia przepustowości koryta rzeki. Wody Wisły przed zaporą we Włocławku zwalniają, szybko zamarzają i lód piętrzy się. Dobrym przykładem podobnej sytuacji była katastrofalna powódź zatorowa z 1982 r. w Płocku właśnie, spowodowana zatorem na Jeziorze Włocławskim. – Przepływy wcale nie były wówczas ekstremalnie wysokie – mówi prof. Artur Magnuszewski, hydrolog z Uniwersytetu Warszawskiego – ale nagromadzenie lodu i śryżu, który zatrzymał się na wejściu do zbiornika, doprowadziło do spiętrzeń wody. Niemal cały lewobrzeżny Płock poszedł wtedy pod wodę.

O ile powódź opadowa lub roztopowa może objąć ogromne obszary, o tyle powodzie zatorowe mają raczej zakres lokalny, co nie znaczy, że nie są groźne. W 1982 r. musiano z Płocka ewakuować aż 12 tys. mieszkańców. Straty były bardzo duże.

Czytaj także: Sami prosimy się o powódź?

Winna zapora we Włocławku?

Obecny zator jest monitorowany przez satelitę SAR Sentinel 1, którego radarowe obrazy pozwalają co dwa lub trzy dni śledzić dokładnie sytuację. Prawdą jest, że po to, by utworzyć w pokrywie lodowej rodzaj rynny, już w końcu stycznia rozpoczęto lodołamanie na zbiorniku we Włocławku. Na obrazie z 2 lutego widać wyraźnie, że pokrywa ta była dość mocno pocięta lodołamaczami, by zwiększyć prędkość przepływu wody. Trzeba pamiętać, że woda w pobliżu zapory ma charakter jeziorny, nie rzeczny, przepływy są więc bardzo wolne i zamarzanie następuje szybciej. Niestety, siarczysty mróz zniweczył działania lodołamaczy – wszystko na powrót zamarzło. Dodatkowo Wisła naniosła duże ilości śryżu, czyli gąbczastego lodu, który zatrzymał się i zator zaczął rosnąć w górę. Część naniesionego śryżu zaczęła więc wpływać pod zator, tym samym jeszcze bardziej zawężając przekrój swobodnego ujścia wody.

Czytaj także: XXI w. będzie wiekiem wody. Co to oznacza?

Lodołamacze kontra mróz

Na szczęście woda, która ma cały czas temperaturę dodatnią – ok. 0,1 st. C – potrafi sobie „wylizywać” w zatorze przepływy. I tak się stało tym razem. Wisła przestała dynamicznie przybierać. Z 1,5 m na dobę jeszcze dwa dni temu do kilkunastu centymetrów na dobę obecnie. Należy mieć nadzieję, że ta tendencja się utrzyma i Wisła nie zaleje Płocka, a dokładnie jego lewobrzeżnej części, czyli Radziwia.

Obecnie lodołamacze niewiele pomogą, a ich praca może nawet okazać się przeciwskuteczna. Rozłamany lód przy tej temperaturze będzie szybko zamarzał i zator może się w ten sposób nawet jeszcze powiększyć. Lodołamanie ma sens tylko wówczas, gdy nie ma mrozu i wiatru, ponieważ także wiatr, nie tylko mróz, sprzyja procesowi schładzania wody. Tymczasem w warunkach odwilży rozdrobiony lodołamaczami lód zacznie rozpuszczać się i spływać. Flota kilku lodołamaczy jest w gotowości i zostanie użyta natychmiast, gdy pozwolą na to warunki atmosferyczne.

Czytaj także: Klimatyczny bilans 2020 r. Jest źle, pandemia nie pomogła

Co dalej? Zapora do rozbiórki?

Zatory na Wiśle przed Włocławkiem tworzą się często, czasami wywołując właśnie powódź zatorową. Jak rozwiązać ten problem? Zapora we Włocławku została oddana do użytku w 1970 r., jej rozbiórka byłaby więc zapewne decyzją pochopną. Dzięki zaporze działająca tam elektrownia, największa przepływowa elektrownia wodna w Polsce, daje dużo energii. Być może najlepszą na ten moment strategią byłaby właściwa troska o stan zapory i wód, które zbiera. Ważne jest, by w odpowiednich miejscach robić w zbiorniku specjalne pogłębienia, tzw. kinety, bez których praca lodołamaczy nie jest możliwa. Podczas powodzi w 1982 r. takich kinet nie było ani nawet nie było samych lodołamaczy, które w odpowiednim czasie mogłyby udrożnić przepływ.

Wyjaśnia prof. Magnuszewski: – Nie można twierdzić, że za zatory i powodzie na tym odcinku Wisły całą winę ponosi zapora. Nie. Zatory tworzą się także na zupełnie swobodnie płynących rzekach, np. w miejscach ich wypłyceń lub ostrych zakoli. Zatory między Płockiem a Włocławkiem są zawsze wynikiem niekorzystnego splotu wydarzeń, głównie gwałtownych spadków temperatury. Trzeba te wydarzenia monitorować i odpowiednio reagować. Na pewno zapora jest czynnikiem, który powstanie zatorów może ułatwić, ale nie jest ich jedyną przyczyną.

Czytaj także: Chińskie eksperymenty z rzekami grożą katastrofą

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Życie seksualne polskich księży. Michałowe z plebanii odchodzą, wchodzą tinderowe

Młodzi księża są bardziej aspołeczni, stałe związki to dla nich wyjście ze strefy komfortu. Szukają relacji na portalach społecznościowych. Przelotnych, bez zobowiązań – mówi Artur Nowak, autor reportaży „Plebania” i „Zakrystia”.

Joanna Podgórska
16.03.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną