Liczba nowych zakażeń – tylko tych uwzględnianych w raportach Ministerstwa Zdrowia – osiąga co tydzień coraz wyższy pułap. Od końca wakacji notowaliśmy już tysiąc przypadków dziennie, 5 tys., teraz jest ponad 8 tys. Czy kiedy za miesiąc dobijemy do poziomu 30 tys., rząd wreszcie wprowadzi regionalne obostrzenia, czy też postanowił kierować się logiką szwedzką?
Dziesiątki tysięcy zakażeń dziennie
Kiedy kończyło się lato i dzieci miały rozpocząć stacjonarną naukę w szkołach, wielu ekspertów przewidywało skokowy wzrost liczby nowych zakażeń koronawirusem w drugiej połowie września. Mimo to przez pierwszy miesiąc po powrocie z wakacji pandemia, tzw. jej fala jesienna, rozpędzała się powoli. Ministerstwo Zdrowia, bazując m.in. na prognozach Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego Uniwersytetu Warszawskiego (ICM UW), spodziewało się pod koniec października ok. 5 tys. przypadków. Dziś dr Franciszek Rakowski, kierownik zespołu covidowego z ICM UW, przyznaje w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że najprawdopodobniej nie doszacowano wpływu zachowań studentów.
Czytaj też: Gdzie lockdown? Koronawirus rozpędza się w Europie
Wrocławski MOCOS (Modelling Coronavirus Spead) był bardziej trafny. Cztery tygodnie temu na swoich wykresach podawał na 30 października liczbę 9121 możliwych zakażeń (jako prognozowaną średnią z bieżących wyliczeń).