Pod koniec lata sytuacja na kontynencie wydawała się opanowana: pierwsza restrykcje zdjęła Wielka Brytania, potem Duńczycy i Szwedzi. W tym samym czasie wyraźny podział na zaszczepionych i niezaszczepionych wprowadzały władze Włoch i Hiszpanii. Kurs, który obrały, był jednoznaczny: tylko zastrzyk może uchronić przed kolejnymi lockdownami, bo wirus sam nie zniknie, przynajmniej nie w perspektywie najbliższych lat. Ci, którzy przez ostatnie miesiące stosowali się do zasad reżimu sanitarnego, zostali przez rządzących wynagrodzeni długo wyczekiwaną swobodą – mniej więcej tymi słowami luzowanie restrykcji argumentował duński minister zdrowia Magnus Heunicke. Z kolei tam, gdzie zaufanie do państwa i nauki, a z nim dyscyplina szczepień, było niewielkie, wirus znów się rozpędza.
Ewa Siedlecka: Czy można przymusić do szczepienia?
Łotwa się zamyka, Litwa rozważa to samo
Pierwsza tej jesieni w Europie ogłosiła lockdown Łotwa, gdzie liczba nowych zakażeń przekracza 2900 przypadków i jest najwyższa od wybuchu zarazy na początku ubiegłego roku. Szef rządu Krišjānis Kariņš, ogłaszając ponowną konieczność izolacji w domach, wprowadzoną co najmniej na miesiąc, obwinił o sytuację niski stopień wyszczepienia obywateli. W liczącym niecałe 2 mln mieszkańców kraju obie dawki preparatu przyjęło nieco ponad 970 tys. osób. Biorąc pod uwagę tylko tych, którzy kwalifikują się do szczepienia, a więc obywateli powyżej 12.