Na początek spostrzeżenie natury pomiarowej. Bardzo ważne. Wyjaśnia „Polityce” dr Witold Lenart, klimatolog z Uniwersytetu Warszawskiego:
– Otóż powszechnie w mediach – i to wszystkich bez wyjątku – podczas silnych wichur reporterzy, prezenterzy i przepowiadacze pogody posługują się pomiarem prędkości wiatru w kilometrach na godzinę. To błąd, który wdarł się jakoś w meldunki pogodowe już dawno temu i funkcjonuje do dzisiaj. Błąd bierze się z tego, że nie sposób określić, w jakim okresie, w jakim przedziale czasu wiatr wieje z prędkością 100 czy 120 km/h. Prędkości podawane w kilometrach są prędkościami średnimi, tymczasem gdy wiatr wieje bardzo mocno i może zagrażać, istotne są prędkości chwilowe, czyli liczone w metrach na sekundę.
Podobne nieporozumienie dotyczy opadów. Nasi medialni znawcy meteorologii podają sumy opadów w litrach na metr kwadratowy. Tymczasem nie ma takiej miary, taka nie istnieje. Obfitość opadów mierzy się w milimetrach (ile milimetrów wody spadło na konkretnym obszarze).
Czytaj też: Front szkwałowy nad Polską. Czy to normalne?
Wichury w Polsce jak w tropikach
A teraz wracamy do obecnych wichur. Odpowiadają za nie zmiany klimatyczne na Ziemi, a konkretnie tzw. aktywizacja cyklogenezy w porach przejściowych, czyli np. między zimą a wiosną. Wprawdzie luty to była do niedawna jeszcze u nas typowa zima, dopiero marzec stawał się miesiącem przejściowym, ale zjawisko przejścia wyraźnie przyspieszyło.