O charakterystyce Prymnesium parvum, czyli glona należącego go haptofitów, którego obecność w Odrze potwierdziły najpierw niemieckie, a następnie polskie badania, szczegółowo pisał niedawno Piotr Panek. Nauka zna dobrze udokumentowane przypadki masowego śnięcia ryb w różnych miejscach świata w następstwie licznego wystąpienia tego gatunku w wodzie. To konsekwencja działania wydzielanych przez niego toksyn, przede wszystkim prymnezyn. Związki te są zagrożeniem głównie dla zwierząt ze skrzelami, a zatem również małży, i to niekiedy w niskich, nanomolarnych stężeniach. Z badań wynika, że wrażliwe na nie mogą być również skorupiaki i płazy. Nie ma danych, które wskazywałyby, że prymnezyny są niebezpieczne dla ludzkiego zdrowia.
Przyczyny degradacji ekosystemu Odry wydają się układać w logiczną całość. Jest ciepło i słonecznie, a to oczywiście sprzyja rozwojowi różnych mikroalg w wodzie, która ma podwyższoną temperaturę. A w tym przypadku trafiło akurat na gatunek glona, który występując masowo, może spowodować śmierć ryb. Zatem tylko czekać, aż usłyszymy oficjalne komunikaty o nieszczęśliwym zbiegu okoliczności, który doprowadził do naturalnej katastrofy. Sprawa zamknięta? A skąd. To raczej wierzchołek góry lodowej, który rodzi kolejne pytania pilnie wymagające odpowiedzi.
Czytaj także: Kto zabił Odrę? Rzeka będzie martwa przez co najmniej 10 lat
Co było pierwsze? Glony czy zasolenie
Najpierw trzeba wyjaśnić, że Prymnesium parvum, ochrzczony przez media mianem „złotych alg” – od popularnego określenia w języku angielskim – woli wody o podwyższonym zasoleniu.