Burza uderzyła 24 marca. Była najsilniejszą od sześciu lat i co ciekawe, została w pewnym sensie przeoczona przez specjalistów zajmujących się prognozowaniem pogody kosmicznej. W pięciostopniowej skali siły burz geomagnetycznych (od G1 do G5) osiągnęła poziom G4. Sporo. Z tego powodu amerykańska firma kosmiczna Rocket Lab musiała prawie o dwie godziny opóźnić start swojej rakiety wynoszącej na niską orbitę okołoziemską satelity. Wywołaną burzą zorzę można było dostrzec już z terytorium niektórych południowych stanów USA, np. z Nowego Meksyku czy Kolorado.
Przegapić burzę geomagnetyczną
Jak to możliwe, że specjaliści z NOAA, amerykańskiej Narodowej Administracji Oceanicznej i Atmosferycznej, która jest wiodącym na świecie ośrodkiem wyspecjalizowanym w przewidywaniu pogody kosmicznej, przeoczyli burzę? Chociaż, prawdę powiedziawszy, nie przeoczyli jej zupełnie, bowiem wiedzieli i informowali o tym, że ok. 24 marca burza dotrze do Ziemi, jednak przewidywali jej siłę na G2, a nie G4. Otóż ostatnia burza została wywołana zjawiskiem zwanym koronalnym wyrzutem masy (coronal mass ejection), czyli ogromnym wyrzutem plazmy i pól magnetycznych z korony słonecznej. Sęk w tym, że koronalne wyrzuty masy bywają albo powolne i słabo widoczne, albo erupcyjne i łatwo wykrywalne. Obecny wyrzut był właśnie powolny i słabo widoczny. Dlatego nie doszacowano jego siły. Mieliśmy dużo szczęścia, że ostatnia burza nie należała do tych najsilniejszych. Wówczas byłyby kłopoty, i to poważne.
Czytaj także: Słońce może być groźne.